Amalfi, Ravello, Positano- widokówki z podróży

Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że wycieczka na Wybrzeże Amalfitańskie była lepszą częścią podróży do Neapolu. Pomijając fakt, że w połowie października i tak było tłoczno, a ceny były kosmiczne. Ale taki urok miejsc, które na krótkiej liście światowego „must see” zawsze są w pierwszej dziesiątce. 

Wybrzeże Amalfitańskie to kraina cytrusów, winnej latorośli i kolorowych domków ułożonych schodkowo na skałach. Patrząc na te cuda sztuki budowlanej mamy czasami wrażenie, że ktoś wyłączył tu grawitację. 

Dodatkowa atrakcja dla kochających schody 

Można się tu dostać dwojako – dołem, czyli przypłynąć statkiem lub górą, poruszając się słynną Via Costiera Amalfitana, czyli jadąc autobusem, samochodem, motocyklem, skuterem, idąc pieszo. Nie ma tu linii kolejowej. 

Raj serpentyn, niesamowitych widoków i urwisk. To przyciąga, ale trzeba sobie powiedzieć, że jest tam niebezpiecznie, zwłaszcza w sezonie. Jezdnia jest wąska, nieprzystosowana do takiej ilości pojazdów. A zwłaszcza do autobusów, które regularnie tu kursują. Do tego zabezpieczona tylko niskimi murkami, za którymi jest już urwisko. Problemem dla motocyklistów mogą być również wiejące tu bardzo silne wiatry. Jeżeli ktoś nie stał nigdy w godzinnym korku na Amalfitanie – jest szczęśliwym człowiekiem. 

https://de.wikipedia.org › wiki ›
Strada Statale 163 czyli Amalfitana  

Kiedy ta droga powstawała, była dostosowana do potrzeb mieszkańców, którzy poruszali się głównie piechotą, a do transportu towarów używali mułów. Bo historia tego regionu sięga czasów rzymskich. Już wtedy zamożni patrycjusze mieli tutaj swoje letnie rezydencje, a na Capri rezydowali cesarze rzymscy. Ale potem na wiele wieków ten zakątek stał się zapomnianym miejscem. Nikt nie podejrzewał, że kiedykolwiek będzie to jeden z najbardziej znanych i najdroższych zakątków Europy. 

Aż w latach 30. XX wieku przyjechała tu angielska arystokracja. Zima na południu Włoch była znośniejsza niż w Anglii. A potem rozsławili to miejsce Jackie Kennedy, król Wiktor Emmanuel III, Grace Kelly, Greta Garbo, Sophia Loren, Leonardo di Caprio, Tom Hanks, Mick Jagger. 

My wybrałyśmy podróż statkiem. Z Neapolu do Torre del Greco busikiem, a potem już statek.  

Wypłynęłyśmy dość wcześnie, około 9 rano. Na początku było zimno, morze było szare i nic nie wskazywało, że za chwilę będziemy świadkami wspaniałej feerii barw. Im wyżej było słońce tym morze stawało się bardziej turkusowe. 

Obserwowaliśmy wspaniałe klify, które stromo wpadały do morza. Na szczytach widać było kamienne zamki albo pozostałości po nich, wieże, kawałki murów. Niemi świadkowie dawnej świetności tych terenów. 

Te wieże i stare warownie to średniowieczny system wczesnego ostrzegania przed wrogami. 

 

Niektóre stare warownie są przez zaradnych mieszkańców wybrzeża wykorzystywane jako miejsca noclegowe. Nie jest to raczej schronisko młodzieżowe, tylko wielogwiazdowy hotel dla bardzo zamożnych podróżnych.  

Ten budynek z kolumienkami, powyżej domów to cmentarz. 

W VIII wieku powstała na tym wybrzeżu słynna Republika Amalfi, która była republiką kupiecką, konkurującą z takimi potęgami jak Genua, Piza i Wenecja. Była morską potęgą, wielkim graczem politycznym i handlowym na Morzu Śródziemnym. Republika miała monopol na handel z Egiptem i Syrią, skąd przywożono drewno. Z Afryki sprowadzali zboże, sól z Sardynii, jedwab z Bizancjum a niewolników skąd się dało.  

Amalfi, stolica republiki słynęła także z produkcji papieru. Księstwo Amalfi istniało do XI wieku. W szczycie potęgi w republice mieszkało 80 tysięcy ludzi.  

Różne koleje losu sprawiły, że tereny na Wybrzeżu Amalfijskim traciły na znaczeniu. 

Flaga Republiki Amalfi 

W 1343 roku wielkie tsunami po trzęsieniu ziemi sprawiło, że na wiele wieków te tereny zostały kompletnie zniszczone i zapomniane przez ludzi. 

Republika Amalfi ma swój wkład do kultury materialnej ludzkości. Tu bowiem powstały Tablice Amalfitańskie, czyli jeden z pierwszych kodeksów morskich i handlowych, który był stosowany jeszcze w 1570 roku. Żeglarze amalfitańscy używali busoli, dzięki której mogli wyznaczać azymut. Wiedzę o tym urządzeniu przejęli od Arabów, którzy z kolei wykorzystali wiedzę Chińczyków. W Republice Amalfi działała stocznia, w której budowano statki nie tylko dla własnych potrzeb. Oprócz statków typowo handlowych budowano tu także takie, które pływały w konwojach morskich, chroniąc kupieckie okręty przed napadami korsarzy. 

W czasach średniowiecza tu właśnie produkowano papier zwany carta amalfitana. Był świetnej jakości i jednocześnie tańszy od papirusu i garbowanych skór zwierzęcych. Papieru, wyprodukowanego w tutejszych papierniach, używali najważniejsi urzędnicy w Watykanie. Stąd również dostarczano dobra luksusowe przywiezione z Bliskiego Wschodu na dwór papieski i inne arystokratyczne dwory na terenie Italii. 

W miejscowości Scala urodził się Gerard Sasso, który założył w Jerozolimie zakon joannitów, późniejszych Kawalerów Maltańskich.  

Współczesna Scala 

Ciekawe jest, że herb Zakonu Kawalerów Maltańskich to również krzyż maltański tylko na czerwonym tle. 

Na bramie miejskiej Amalfi znajduje się mapa przedstawiająca zasięg podróży handlowych żeglarzy i zapewnienie, że Amalfi zawsze walczy z wrogami wiary. Katolickiej oczywiście. Republika Amalfi zasłużyła sobie na miano obrońcy wiary walcząc razem z wojskiem papieskim, księstwa Neapolu i księstwa Gaeta w bitwie pod Ostią w 849 roku, gdzie rozgromiono flotę Saracenów, a także biorąc udział w wyprawach krzyżowych, głównie jako przewoźnik. 

gdziewyjechac.pl/53872/wybrzeze-amalfi-wedrowka-pomiedzy-miasteczkami-willami-i-zabytkami.html 

Gdy wysiadamy na przystani w Amalfi widzimy przede wszystkim tłum ludzi i sporo autobusów, bo tu jest główne miejsce zbiórki przed wyprawami do pozostałych miejscowości Wybrzeża Amalfitańskiego.  

Przechodzimy przez bramę miejską. Idziemy do katedry pod wezwaniem świętego Andrzeja Apostoła. Dreszcz emocji, bo nareszcie na żywo zobaczymy kościół, który występował w wielu filmach, znamy go z obrazów, na przykład Gierymskiego. Patrząc na obraz, który znajduje się w Muzeum Narodowym w Kielcach widzimy, że na Piazza Duomo niewiele się zmieniło, może tylko turystów jest więcej. 

62 stopnie nie są dla nas zbyt wielkim wyzwaniem, ale na chwilę przysiadamy na schodach, aby zatrzymać to miejsce w pamięci. Chłoniemy atmosferę tego miasteczka, kiedyś stolicy morskiej potęgi.   W Katedrze św. Andrzeja w Amalfi znajdują się relikwie tego świętego. Przechowywane są w specjalnie zbudowanej krypcie.  

Patron katedry był starszym bratem św. Piotra, męczennikiem, został świętym kościoła katolickiego i prawosławnego. Zginął w 62 roku n.e. w Patras, w Grecji. Jest patronem m.in. Szkocji i Grecji a także małżeństw, podróżujących, rybaków, rycerzy, woziwodów i rzeźników. 

Jak podaje tradycja, został powieszony na krzyżu w kształcie litery X. W 356 roku relikwie św. Andrzeja przewieziono z Patras do Konstantynopola. W czasie czwartej wyprawy krzyżowej, w 1202 roku relikwie zostały przewiezione z Konstantynopola do Amalfi. 

W głównym ołtarzu znajduje się obraz przedstawiający śmierć św. Andrzeja. 

Nawa główna Katedry pod wezwaniem św. Andrzeja w Amalfi 
Autorstwa Velvet – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=16431164 
Nawa boczna kościoła pod wezwaniem św. Andrzeja w Amalfi 
Autorstwa Berthold Werner, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=31473206 
Męczeństwo św. Andrzeja. Obraz Andrea dell `Asta w ołtarzu głównym. 
http://www.italyouritaly.com/blog/tag/Amalfi 

Barokowe wnętrza katedry są bardzo piękne. Fasada pochodzi z XIX wieku, wzorowana jest na stylu arabsko-normańsko-bizantyjskim. Kopuła na wieży kościelnej wyłożona jest glazurowanymi kafelkami. Do zobaczenia są XIII – wieczne krużganki w stylu arabskim i muzeum diecezjalne. 

Szczególnie piękny jest Rajski Dziedziniec /Chiostro del Paradiso/ otoczony 120 kolumienkami. 

Przez cały pobyt na Wybrzeżu Amalfitańskim będzie nam towarzyszyć widok krzewów cytrynowych. Z daleka wygląda to tak, jakby rosły bezpośrednio na skałach. Ale one rosną na wulkanicznej glebie, stąd i smak i zapach owoców jest jedyny w swoim rodzaju. Cytryny są znakiem rozpoznawczym tego miejsca. Z tych owoców, które pachną tu jak nigdzie indziej produkuje się likier cytrynowy zwany Limoncello. Procentowo całkiem dobrze – zawartość alkoholu od 30 do 32 %. Ta nazwa zastrzeżona jest tylko dla wyrobów zrobionych z cytryn z Półwyspu Sorrentyńskiego. Jeżeli spotkacie gdzieś limoncino, to będzie to likier pochodzący z Ligurii, czyli tej części Włoch, gdzie też spotkamy domki na skałach. Tamta kraina cudowności nazywa się Cinque Terre.  

Można powiedzieć zatem, że północ Włoch ma swoje kolorowe domki na skałach i południe też. 

//www.italyouritaly.com/blog/tag/Amalfi 
://www.italyouritaly.com/blog/tag/Amalfi 

Amalfi to jednak nie tylko katedra, placyk przy Duomo i sklepiki wokół. Jeżeli czas wam pozwoli to warto wyjść poza miasto, niestety po schodach w górę, czeka tam na nas dolina Valle delle Ferriere z pięknymi wodospadami, ścieżkami wśród strumieni. Trzeba pamiętać tylko, że pewna część tej doliny to obszar chroniony i tam wejście jest możliwe tylko z przewodnikiem. Zaletą tego miejsca jest to, że nie ma tam tłumów. 

Zanim wyjdziemy na drogę do doliny mijać będziemy zabytek, przy którym powinniśmy się zatrzymać. Jest to Muzeum Papieru. 

W ciekawy sposób pokazują tam technikę ręcznego wyrobu papieru. Było to pierwsze miejsce w Europie, gdzie był wytwarzany. Do dziś znajduje się tu kilka małych manufaktur produkujących papier czerpany wysokiej jakości zwany bambagina. 

A potem już czeka na nas kraina wodospadów, ruin średniowiecznych odlewni żelaza, opuszczonych, magicznych miejsc. Warto tu przyjść, uciec od zgiełku i po prostu odpocząć. Idziemy wzdłuż rzeki Canneto. Wydaje mi się, że odpoczynek w zatłoczonym, choć pięknym Amalfi, na kamienistej plaży, nad którą biegnie ruchliwa ulica jest niemożliwy. A tu – cisza i spokój.  

Rozsądnie jest, wychodząc z Amalfi, pamiętać, że w górach /pasmo nazywa się Lattari/ może być zdecydowanie chłodniej, czyli przyda się cieplejsza kurtka, najlepiej przeciwdeszczowa. No i buty. Odradzam klapki typu japonki. Najlepsze będzie obuwie trekkingowe. Oczywiście czapeczka na głowę no i woda do picia. 

Kiedy jesteśmy już wystrojeni w odzież do wędrówek to wspomnę o jeszcze jednej atrakcji dla aktywnych, w odpowiedniej formie fizycznej /niezliczona, idąca w setki a nawet tysiące, ilość schodów!/. Ta trasa nazywa się Ścieżką Bogów, Sentieri degli Dei. Jest to bardzo stara droga. Poruszali się nią mieszkańcy, doglądając swoich pól uprawnych. I znowu. Czapka, buty, picie. Wybierając się tam trzeba mieć świadomość, że będzie to trekking górski. Droga jest nieutwardzona, czasami niezabezpieczona barierkami. Ale widoki wynagradzają te niedogodności. Najlepiej zacząć w Bomerano i skończyć w Nocelle. Jeżeli pójdziecie odwrotnie to będziecie wchodzić na schody, a tak schodzicie. Idziecie z gór do morza. Do Positano na przykład macie około 1500 schodów. Najlepiej więc w dół. W sumie 6 kilometrów bardzo pięknych widoków. 

http://smacznewojaze.pl/2019/10/09/
wlochy-sentiero-degli-dei-sciezka-bogow/

 

Polecam też Ścieżkę Cytryn, Il sentiero dei limoni. Łączy miasteczka Minori i Majori. 3 kilometry wzdłuż sadów cytrusowych. Tu można wyruszyć w adidasach. 

Pisarz Renato Fucini powiedział: „Dzień Sądu dla Amalfitańczyków, którzy pójdą do Raju będzie dniem jak każdy inny”, bo czy Raj może być piękniejszy niż to wybrzeże?  

Spacerując po Amalfi przypomniałam sobie legendę o założeniu miasta, znacznie bardziej romantyczną niż zapisy historyczne. Herkules zakochał się w nimfie Amalfisii, która niestety zmarła. Zrozpaczony heros szukał na całym świecie pięknego miejsca, które byłoby odpowiednie, żeby pochować ukochaną. Amalfi wydało mu się dostatecznie wspaniałym miejscem. Wokół grobu posadził krzewy cytrynowe. I tak to się, wg legendy zaczęło… 

Od schodów nie uciekniemy. Wybieramy się do Ravello. Miasteczko w górach, 360 m n.p.m. Można tam dojść, pokonując wiele schodów, ale za to bez korka. W przewodniku napisali, że dojazd jest wymagający. To bardzo eufemistyczne ujęcie tematu. Tam jest po prostu wieczny korek. Wsiadając do busika i płacąc za kurs nie zdajemy sobie sprawy, że czas dojazdu zrujnuje nasze plany, bo czeka nas co najmniej godzina w korku. Za to jadąc w tym żółwim tempie albo stojąc, możemy podziwiać przepiękne widoki za oknem.  

W końcu docieramy do małego miasteczka, zawieszonego między niebem a morzem, słynącego kiedyś z produkcji tkanin, a dzisiaj z przepięknej ceramiki. 

W środku czekała na nas uczta estetyczna i ruina finansowa, bo wszystko w kosmicznych cenach, a wewnątrz zakaz fotografowania. 

W końcu trafiłyśmy na główny plac miasta, gdzie znajduje się katedra i muzeum diecezjalne. 

Katedra, z XI wieku, pod wezwaniem św. Pantaleona była zamknięta, ale naszą uwagę przykuły wydarzenia, które widziałyśmy już w Neapolu, w ogrodzie Villa Floridiana. Z zakamarków placu zaczęły wychodzić przeróżne koty. Małe, duże. Wszystkie skupiały uwagę na mężczyźnie idącym przez plac z dużym pojemnikiem. Zatrzymał się koło tarasu widokowego i rozłożył tam karmę przygotowaną dla kotików. 

Potem zrobił to w jeszcze innym miejscu placu, żeby nie prowokować kocich awantur w centrum miasta. 

To nie była prywatna inicjatywa tego pana. Koty są „miejskie”. Odwdzięczają się mieszkańcom likwidując gryzonie. 

A potem spadło na nas wielkie piękno. Turyści z całego świata przyjeżdżają do Ravello, aby zobaczyć dwie wille. Jedna z nich nazywa się Villa Rufolo, druga to Villa Cimbrone. Aby obejrzeć obie, nacieszyć się lazurem morza, odpocząć wśród śródziemnomorskiej przyrody trzeba  mieć co najmniej 4 godziny. 

Gdy staniecie na Piazza Duomo zauważycie średniowieczną wieżę. 

Tam znajduje się wejście do ogrodów.  

Villa Rufolo została zbudowana w XIII wieku. Jej pierwsi właściciele byli bankierami, mieli statki handlowe. Willa znalazła swoje miejsce w literaturze. Opisał ją Boccaccio w „Dekameronie”, napisanym w 1353 roku. W XIX wieku kupił ją Szkot – Francis Neville Reid. Sprawił, że zajaśniała nowym blaskiem, dokomponował do niej ogrody. I powstała prawdziwa perełka architektoniczna. W 1880 roku odwiedził to miejsce Ryszard Wagner. Ogrody, a zwłaszcza kolorowe kwiaty, sosny i cyprysy zainspirowały mistrza i tu powstała scenografia ogrodu Klingsora /II akt, 2.scena/ w operze „Parsifal”. 

A przed wejściem do ogrodów na Piazza Duomo jest bar, nazwany imieniem złego maga Klingsora, gdzie można dla ochłody wypić Limoncello albo specialite de la maison, czyli likier Concerto. Powstaje na bazie lukrecji, kopru włoskiego, goździków, gałki muszkatołowej, mięty, kawy i orzechów. Tylko trzeba uzbroić się w cierpliwość, bo tu kelnerzy poruszają się z prędkością lodowca. 

Postanowiono wykorzystać fakt, że Wagner, podobnie jak Grieg i Verdi, zachwycił się tym miejscem. W lecie miasto staje się stolicą sztuki. Tu odbywa się co roku letni festiwal muzyki im. R. Wagnera, ale oprócz muzyki reprezentowane są również inne dziedziny – literatura, film. 

Koncerty Ravello Festival odbywają się na dolnym tarasie willi Rufolo i w nowoczesnym audytorium zaprojektowanym przez brazylijskiego architekta Oscara Niemeyera. 

Podziwiając wspaniałe ogrody willi Rufolo przestajemy się dziwić, że ludzie tu przyjeżdżają zewsząd, bo sława tych miejsc obiegła świat. 

Już wiecie dlaczego może nam tu zejść długo. Musimy się jednak zebrać w sobie i opuścić to przepiękne miejsce. Bo udajemy się do miejsca równie pięknego. 

Willa Cimbrone znajduje się na południowym krańcu miasteczka. Jak macie problem z noclegiem, to w wilii znajduje się 5-gwiazdkowy hotel. Możecie też po prostu zobaczyć 6-hektarowy ogród botaniczny wokół hotelu. 

To miejsce też ma swoją romantyczną historię. Chylącą się ku upadkowi XI-wieczną willę kupił w XIX wieku brytyjski arystokrata Ernest William Beckett. Po tragedii, jaką była śmierć jego żony, wyjechał z Anglii. Przyjechał do Ravello i postanowił nadać starej willi Cimbrone nowy blask. Odremontował obiekt, stworzył wspaniały zespół parkowy, a do wspaniałej roślinności dodał rzeźby i pawilony. Na wysokim klifie znajduje się Terazzo dell` Infinito – najpiękniejszy widok na wybrzeże. 

Zastanawiam się co nas tak urzeka. Stoimy na balkoniku, przed nami roztacza się lazur morza, który się nie kończy. 

Ten taras „zagrał” w filmie „Sisi”. W wersji z Romy Schneider.  

A na nas już czas. Zostawiamy tu zapewnienie „ja tu jeszcze wrócę” i płyniemy statkiem do Positano. 

Miasto rozsławił John Steinbeck. W 1953 roku w Harper ‘s Bazar napisał, że Positano to „wymarzone miejsce, które wydaje się nierealne, kiedy się je odwiedza. Realnych kształtów nabiera dopiero kiedy się je opuści”. 

W latach 90. poprzedniego wieku to miejsce zostało zauważone przez Hollywood i gwiazdy show-biznesu. Wcześniej też było tu pięknie, też przyjeżdżali turyści, ale dopiero gdy zaczęli przyjeżdżać tu celebryci i aktorzy, miasto zanotowało ogromny wzrost zainteresowania. Wielbiciele Rolling Stonesów też chcieli wypoczywać w mieście, gdzie ich idole spędzali wakacje. Trzeba oddać sprawiedliwość temu miejscu – widoki są rzeczywiście przepiękne. 

Prawdopodobnie naprawdę docenić uroki tego miasta można dopiero, gdy odpłynie z przystani ostatni statek z jednodniowymi turystami. W ciągu wakacyjnego dnia mamy wrażenie, że na tej małej powierzchni zgromadzili się ludzie z całego świata. W pewnym momencie robi się wręcz klaustrofobicznie. 

Wieczorem, kiedy zostają tylko ci, którzy przyjechali tu na odpoczynek i mieszkają w hotelach i pensjonatach, robi się przestronniej. I wtedy na pewno warto tu być. Bo tak naprawdę jest to miasto, gdzie przyjeżdża się „just for fun”. 

My byłyśmy jednodniowymi turystkami. Wspięłyśmy się po schodach, żeby zobaczyć miasto z góry. Zadziwiające były te schodki, które prowadziły do domów zawieszonych, jak się wydawało, na skale. 

Nie udało nam się wejść do katedry Santa Maria Assunta. Wewnątrz, w ołtarzu głównym znajduje się cenny obraz Czarnej Madonny. Bardzo charakterystyczna jest kopuła kościoła. Wyłożona majoliką. 

Będąc w Positano warto wybrać się na wycieczkę na Syrenie Wyspy.  Na pewno wszyscy pamiętamy z mitologii greckiej jak Odys zmagał się z syrenim śpiewem, który wabił nieostrożnych żeglarzy na przybrzeżne skały. Wiedząc, że może dać się ponieść kazał się przywiązać do masztu. Załoga miała uszy zaklejone woskiem i nie słyszała ani syreniego śpiewu, ani rozkazów Odyseusza, który chciał jednak poznać syreny, zwabiony ich śpiewem. 

Ten archipelag składa się z trzech dużych wysp, jednej mniejszej i skały, która nazywa się Veta. 

Positano, podobnie jak Amalfi ma legendę, która mówi o powstaniu miasta. Mitologicznie, to Posejdon, bóg morza, był fundatorem miasta. Zbudowano je dla nimfy Positei, którą władca mórz był zauroczony. 

A potem już trzeba się było pożegnać z Wybrzeżem Amalfitańskim. Wracałyśmy statkiem do Neapolu pełne wrażeń estetycznych, na które składały się przepiękne i dla nas niecodzienne widoki miasteczek na skałach. 

Przypływając tutaj trzeba pamiętać, że warto się rozkoszować byciem tu i teraz, spacerami i wspólnym spędzaniem czasu w pięknym miejscu. To jest miejsce bardziej na romantyczny weekend dla dwojga, niż dla rodzin z dziećmi. Choćby ze względu na ilość schodów do pokonania.  

Tu doskonale sprawdzi się i dolce vita, czyli delektowanie się każdym smakiem, zapachem, dźwiękiem i widokiem; i dolce far niente, czyli sztuka odpoczywania bez wyrzutów sumienia. 

Czego się spodziewać, oprócz pięknych okoliczności przyrody? Na pewno tłumów, nawet poza sezonem i bardzo wygórowanych cen. Chyba, że przypadkiem macie fortunę do wydania i nie macie palpitacji serca na widok cen, nie zależy wam na piaszczystych plażach, a opalanie wśród miliona ludzi wokół wam nie przeszkadza. 

Praktyczna rada: siadając przy stoliku w restauracji zawsze proście o menu i nie odpuszczajcie, nawet jak kelner recytuje wam wszystko z pamięci. Bo nie recytuje tego co po prawej, czyli cen. Tylko wtedy czeka was mniejsze zaskoczenie, gdy kelner przyniesie rachunek. I pamiętajcie o paragonach w sklepach i cukierniach. Mniej stresu gdy wychodzicie ze sklepu. 

O jedno nie musicie się martwić na pewno. O pogodę. Nawet jeżeli przez chwilę nie świeci słońce to i tak jest pięknie. 

Przyjazd tutaj jest na każdą kieszeń. Zwiedzanie też. Sprawy zaczynają się komplikować dopiero, kiedy zechcecie zostać tu na dłużej. Ale i na to znajdzie się rada. Wybrzeże Amalfitańskie to 13 małych miasteczek położonych wzdłuż linii brzegowej Morza Tyrreńskiego. Jeżeli zamieszkacie w miasteczku mniej słynnym niż Amalfi czy Positano to na pewno wasze zasoby finansowe nie ucierpią tak bardzo. 

Czas wyruszyć na następną wyspę. Czeka na nas Capri. 

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s