Mówisz i masz. Wsiadasz do Flixbusa wieczorem jednego dnia, a następnego o 8 rano wita cię Wiedeń. Ja trafiłam na deszcz w mieście, ale i tak było warto. Kto pamięta piosenkę Andrzeja Waligórskiego „Deszcz w Wiedniu”?
Ktoś przez radio mówi mi,
że dziś w Wiedniu deszcz i mgły.
Skąd to wzruszenie i dreszcz,
Wiedeń i ty, i deszcz.
Naddunajski mokry bruk,
kroków twoich znany stuk,
blade latarnie na gaz,
a w tle zapewne walc.
I oczywiście bawimy się w skojarzenia. Mówisz Wiedeń, a widzisz lub słyszysz … co?
Może słyszysz walce mistrza Straussa albo widzisz portret Franciszka Józefa I, który wisiał u twojej świętej pamięci babci z Krakowa i wracasz myślami do Monarchii Austro-Węgierskiej, kiedy to Wiedeń był razem z Krakowem a Kraków razem z Wiedniem? Planty jak Ring, a fasada Teatru im. J. Słowackiego to wypisz, wymaluj w pomniejszeniu fasada Opery Wiedeńskiej.
A może to coroczny Bal Debiutantek w Operze Wiedeńskiej albo Koncert Noworoczny Filharmoników Wiedeńskich?
Może odsiecz wiedeńska i wielki sukces naszego króla Jana III Sobieskiego, który pokonał Turków i obronił chrześcijańską Europę?
Dynastia Habsburgów, wspaniałe pałace i muzea, tort Sachera. W głowie się może zakręcić od tych skojarzeń.
Jak ktoś zgrabnie to ujął :” Tu jesteś jak Kubuś Puchatek zamknięty w piwniczce pełnej dzbanuszków z miodem”.
Ja pojechałam zwiedzić Muzeum Sisi i wystawę w Muzeum Żydowskim poświęconą rodowi Ephrussich.
No ale jak to w Wiedniu, nie sposób skupić się tylko na wybranych rzeczach, bo inne i tak mijasz po drodze.
Kiedy wydostałam się z metra, przywitał mnie dostojny jak zwykle Hofburg.
Zastanawiałam się co takiego może znajdować się w tym ogromnym pałacu. Bo to przecież kompleks, na który składają się 54 klatki schodowe, 2600 sal, 19 dziedzińców i 18 skrzydeł. Jest tu też ogromna biblioteka.
W części pałacu urzęduje prezydent Republiki Austrii. A zastawa stołowa, zbiory sreber zgromadzone na wystawie w Silberkammer, świadczące o kulturze nakrywania do stołu i co tu dużo mówić, ogromnym bogactwie Habsburgów, są wykorzystywane do dzisiaj podczas dużych uroczystości państwowych.
Deszczowy ranek spędziłam z moją ulubioną bohaterką historyczną- cesarzową Elżbietą Bawarską, czyli Sisi. Kiedy stoimy twarzą do pana na koniu, który urzęduje na pomniku przed Hofburgiem / książę Eugeniusz Sabaudzki/ to do Muzeum Sisi idziemy w lewo. Wchodzimy na wewnętrzny dziedziniec pałacu.


Jeżeli ktoś wpatrzy się w okno nad bramą wejściową to zauważy tam zarys postaci cesarzowej Sisi.

Bilet wstępu obejmuje również wystawę sreber i komnaty cesarza. Dodałam do tego jeszcze skarbiec cesarski.
Tak więc zaczęłam od Silberkammer. Trochę mi szczęka opadła jak zobaczyłam te cudeńka. Bo to i porcelana z całego świata / Azja Wschodnia, Sevres, Wiedeń, Miśnia /, kryształowe kieliszki, wspaniałe zastawy stołowe, kandelabry, sztućce, ale również garnki z miedzi .
Do 1800 roku jadano na srebrnych lub złotych zastawach. Wyjątek stanowiły desery, które jadano na porcelanie. Potem do łask weszła porcelana jako cała zastawa stołowa.
Jak każdego tutaj urzekła mnie mediolańska dekoracja stołowa. Po całkowitym rozłożeniu ma 30 metrów długości.

Trzeba oczywiście pamiętać , że do sztuki nakrywania do stołu należy także umiejętność składania serwetek i układania bielizny stołowej.


Brak podpisu, ale i tak wszyscy rozpoznają kto zacz, ci mili państwo.




Gdy trzeba było wyjechać porcelana jechała też.
Potem było Muzeum Sisi. Z wielkim bólem serca, bo to przecież moja ulubiona bohaterka, odebrałam na miejscu wiadomość, że część jej apartamentów jest w remoncie. Uważam to za wielkie świństwo, żeby nie napisać o tym na stronie muzeum albo nie poinformować przy sprzedaży biletów. Trudno. Zobaczyłam co zobaczyłam i o tym wam opowiem.
Jest to bardzo przemyślana koncepcja. Zaczyna się jakby od końca, czyli od śmierci. Bo śmierć kończy to, co ziemskie. Dalej rodzi się mit…
Pokazuje kobietę nietuzinkową, która została zamknięta w złotej klatce austriackiej racji stanu, hiszpańskiej etykiety dworskiej i miłości do Węgier. Szesnastolatkę, wychowaną w dość swobodnej atmosferze domu rodzinnego w Possenhofen uwięziono w Hofburgu, pałacu pełnym intryg, zawiści i cynizmu dworaków. No i ta teściowa… Ale Elżbieta nie poddała się, choć przypłaciła wysiłki pozostania sobą załamaniem psychicznym, które z czasem pogłębiało się. Dobrze czuła się tylko w podróży, a osiągnięcie celu powodowało, że wyruszała w następną.
W muzeum, niestety nie można robić zdjęć.


Pokój Sisi z nieodłącznymi przyrządami do ćwiczeń.

Charakterystyczna parasolka, wachlarz i woalka. Cesarzowa po trzydziestce nie pozwoliła nikomu się fotografować, ani obcym patrzeć na siebie.



Nikt na dworze cesarskim nie rozumiał jej potrzeby kąpieli w wannie. A Sisi potrafiła spędzać w łazience nawet 8 godzin, mocząc szlachetne ciało w różnych miksturach, które miały zatrzymać czas.
Na podłodze znajdowało się linoleum, które powodowało dreszcze emocji na dworze. Skąd te dreszcze?
Bo pod koniec XIX wieku na habsburskim dworze w Wiedniu myto się w porcelanowych miskach. Wodę dostarczano w dzbankach. No i codzienne kąpiele raczej nie wchodziły w rachubę. Dlatego uważano Sisi za dziwoląga. O nocnikach i innych tego typu przyrządach nie wspomnę.
W głównej sali wisi najbardziej chyba znany portret cesarzowej, autorstwa Winterhaltera, ze słynnymi gwiazdkami we włosach.
To dzięki niemu została zapamiętana jako bajkowa cesarzowa.
W muzeum zobaczymy jak Sisi podróżowała. Jest pokazana salonka, łazienka i sypialnia w pociągu, którym cesarzowa jeździła.
Życie dziewiętnastowiecznej celebrytki zamknięte w kilku muzealnych pokojach. Nie dała się stłamsić tym wszystkim, którzy lepiej od niej wiedzieli jak powinna żyć. Ale dla tej idei bycia sobą poświęciła swoje małżeństwo, a zwłaszcza swoje dzieci, które wychowywały się na wiedeńskim dworze bez matki. Arcyksiążę Rudolf, jedyny następca tronu, popełnił samobójstwo w Mayerlingu.
Jest wiele portretów księcia Rudolfa, ale dla mnie zawsze będzie miał twarz Omara Sharifa, aktora grającego rolę austriackiego następcy tronu w melodramacie z 1968 roku. Rolę jego młodziutkiej kochanki Marii Vetsery, z którą razem popełnili samobójstwo zagrała zjawiskowa Catherine Deneuve. Z filmu wynika, że to była romantyczna miłość, ale on był żonaty i papa Franz Joseph I, obawiając się skandalu kategorycznie odmówił zgody na rozwód. Z rozpaczy książę Rudolf zastrzelił Marię Vetserę a potem siebie. Tyle film. Prawda historyczna jest zdecydowanie mniej romantyczna i bardziej skomplikowana. Pełna tajemnic, domysłów i spiskowych teorii.
Pozostaje jednak faktem, że zrozpaczona matka, cesarzowa Sisi po stracie syna już do końca swojego życia ubierała się tylko w czerń.
Następne nieszczęśliwe księżne nie popełniły już tego błędu. Zarówno Diana Spencer, żona angielskiego następcy tronu księcia Karola jak i japońska cesarzowa Masako, wybitnie nieszczęśliwe z powodu dworskich intryg i ludzkiej zawiści, nigdy nie zapomniały o swoich dzieciach. To również pozytywna cecha Meghan Markle, której dworska kariera trwała wyjątkowo krótko.
Dużą wartością dodaną tego muzeum są polskie audioguidy. Bilet jest drogi, ale raz w życiu można sobie pozwolić na taką rozrzutność. Tylko zapytajcie wcześniej czy czegoś tu nie remontują.
Z komnat cesarzowej przechodzimy do apartamentów cesarza Franciszka
Józefa I.

Zawsze zastanawiałam się jakim naprawdę człowiekiem był cesarz monarchii austro-węgierskiej. Bo co my o nim wiemy? Żołnierz, od najmłodszych lat przygotowywany przez despotyczną matkę do rządzenia ogromnym, wielonarodowym państwem. Bezkrytycznie kochający swoją małżonkę Sisi, co nie przeszkadzało mu utrzymywać zażyłych kontaktów także z innymi kobietami, wśród których Katarzyna Schratt, zdolna aktorka, jest najbardziej znana.
Ale jak poszukamy polskich smaków to znajdziemy tu też Annę Nahowską de domo Nowak. Gdy spotkała cesarza w wiedeńskim parku była żoną fabrykanta, miała 18 lat.
Mąż często bywał w podróży, a pani Anna często widywała cesarza. Małżeństwo, jak byśmy to dziś ładnie ujęli, „nie przetrwało próby czasu”. Po rozwodzie wyszła powtórnie za mąż. Mężem nr 2 został pan Franciszek Nahowski, który był urzędnikiem kolei. Dziwnym zbiegiem okoliczności został awansowany i oddelegowany do pracy w Galicji. Pisząc Galicja nie mam na myśli Krakowa czy nawet Lwowa tylko miłe miasteczko w Rumunii. No cóż, pan każe, sługa musi… A tymczasem w Wiedniu, pani Anna zakupiła, z majątku odrębnego, czyli cesarskiego, dom naprzeciwko Schönbrunnu, bo cesarz chciał mieć damę swego serca blisko siebie i nie marnować czas na dojazdy.
Anna Nahowska urodziła córkę Helenę i syna Franza Josefa. Nigdy nie potwierdziła ani nie zaprzeczyła, że to nieślubne dzieci cesarza. W 1886 roku cesarz zainteresował się Kathariną Schratt i zakończył związek z Anną. Spora suma pieniędzy osuszyła jej łzy żalu po cesarzu i zamknęła usta.
W 2012 roku ukazała się książka Herwio Knausa pt. „ Anna Nahowska und Kaiser Franz Josef. Ihr Leben – ihre Liebe – ihre Kinder“.
Panowanie Franciszka Józefa I to 50 lat pokoju. Był poważany i kochany przez swoich poddanych. Ludzie rodzili się, umierali, a on cały czas panował.
Polacy w zaborze austriackim cieszyli się dużą autonomią. W Austrii określano Galicję jako kraj „malowniczy, lecz ubogi, a nawet dziki”.
Na obrazie Juliusza Kossaka „Wjazd cesarza Franciszka Józefa do Krakowa w 1880 roku”. Kraków na dziki raczej nie wygląda i wilcy po ulicach tu nie wyją.
Najjaśniejszy Pan obecny był na obrazach, stemplach, znaczkach, talerzykach, kubkach, bibelotach i figurkach. Wisiał na portretach w każdym urzędzie i w wielu domach prywatnych. I na pewno nie było tak jak u braci Czechów, o czym wspomina J. Haszek w „Przygodach dobrego wojaka Szwejka”, że portret był „obsrany przez muchy”.
Cesarz Franz Joseph I został zapamiętany jako władca, który wniósł ład, stabilność, trwałość i niezmienność w życie ludzi jego wielonarodowej monarchii. I za to go kochali.
W 1990 roku ukazała się książka Eugena Ketterla „Wspomnienia kamerdynera cesarza Franciszka Józefa I”.
Ketterl przez ostatnie 20 lat życia cesarza był jego osobistym lokajem odpowiedzialnym za organizację jego prywatnego życia. Garderoba, podawanie posiłków, pomoc przy kąpieli, golenie, przygotowanie do snu, pobudka. Najintymniejsze czynności.
Kiedy zwiedzamy apartamenty, w prywatnym gabinecie cesarza widzimy małe drzwiczki do pokoju kamerdynera.
Cesarz Franciszek Józef I i jego wierny kamerdyner
Trudno się dziwić, że tak bliski związek zaowocował raczej panegirykiem na cześć cesarza, a nie obiektywną oceną jego osoby. Ale niektóre opinie są zbieżne z opiniami innych osób. Na przykład te, które dotyczą obowiązkowości cesarza i jego stosunku do innych. W ciągu 68 lat panowania 150 tysięcy poddanych, każdego stanu i wyznania zostało przez cesarza przyjętych na 3-minutowej audiencji. Wystarczyło się tylko zapisać i otrzymywało się termin audiencji.
Eugen Ketterl w swoich wspomnieniach zdecydowanie chłodno wyraża się o cesarzowej Elżbiecie. Uważa, że nie była dobrą żoną dla jego wspaniałego pryncypała.
Myślę, że przechodząc przez apartamenty warto zwrócić uwagę na wspaniałe piece kaflowe, które na równi ze stylem rokoko, wspaniałymi sztukateriami, cudownymi kryształowymi żyrandolami upiększają każde pomieszczenie.
Kolejny zawrót głowy to Schatzkammer, czyli skarbiec cesarski. Chociaż, szczerze mówiąc, u mnie jest dopiero na drugim miejscu po skarbcu w Rezydencji Wittelsbachów w Monachium.
Ale oczywiście warto tu przyjść i zobaczyć zarówno klejnoty koronacyjne jak i rzadkie relikwie religijne, jak na przykład fragment prawdziwego krzyża, na którym zawisł Chrystus, czy Świętej Włóczni, która przebiła Jego bok, jeden z gwoździ z ukrzyżowania, cierń z korony Chrystusa, kawałek obrusu z Ostatniej Wieczerzy.

Korona Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego z X wieku

Regalia Cesarstwa Austrii

Schatzkammer znajduje się na Dziedzińcu Szwajcarskim / Schweizerhof /. Na pewno ucieszy nasze oczy znajdujący się również na ekspozycji 2280- karatowy kolumbijski szmaragd i wysadzane diamentami szable tureckie.

W takiej kołysce to świat od początku masz u stóp…
Wychodzimy z Hofburga i musimy odpocząć. Bo to i kilometry i wrażenia, które kłębią się w głowie. Najlepiej uporządkujemy sobie głowę i damy wytchnąć nogom przy filiżance dobrej kawy i kawałku Sachertorte.

I od razu lepiej…
Drugim celem mojego wypadu do Wiednia była wystawa w Muzeum Żydowskim przedstawiająca losy rodziny Ephrussich.
Zaczęło się, jak to często bywa od książki. W październiku 2018 roku ukazała się w Polsce książka Edmunda de Waala „Zając o bursztynowych oczach. Historia wielkiej rodziny zamknięta w małym przedmiocie”.
Autor postanowił opowiedzieć losy rodziny Ephrussich, z której wywodziła się jego babka.
Impulsem do poznania losów rodziny była kolekcja 264 netsuke, które dostał w spadku po swoim wujecznym dziadku.
Owe małe bibeloty spowodowały, że zagłębił się w burzliwą historię Europy i odkrył swoje korzenie.
Netsuke to małe japońskie figurki wykonane z kości słoniowej, zębów morsa, drewna. Ja wiadomo, tradycyjne japońskie stroje nie mają kieszeni potrzebna więc była mała rzecz, która służyła do zamocowania sakiewki i była też ozdobą.
Historia tej żydowskiej rodziny zaczyna się w XVIII wieku w Odessie, od handlu zbożem. Dobre decyzje, strategiczne myślenie, wiara w dobrą edukację spowodowały, że dzieci odeskich Ephrussich zamieszkały w Paryżu i Wiedniu, stały się luminarzami europejskiej kultury.
De Waal pokazuje nam życie salonów paryskich i wiedeńskich, niebywałe bogactwo i oczywiście zmiany – bo już nie tylko handel zbożem, ale i banki, bo przecież pieniądze muszą pracować. Rodzina Ephrussich buduje wspaniałe pałace, ale są też szczodrymi mecenasami sztuki, którzy wyznaczają trendy estetyczne ówczesnej Europy. Mieszkający w Paryżu Charles Ephrussi przyjaźni się z najlepszymi malarzami, pisarzami. Jest pierwowzorem Swanna z powieści Prousta „W poszukiwaniu straconego czasu”. To właśnie Charles daje w prezencie ślubnym Emmie i Wiktorowi Ephrussim kolekcję figurek netsuke. Wraz z bibelotami przenosimy się do Wiednia z początków XX wieku. O statusie nowożeńców świadczy ich siedziba.


Tak, ten pięciokondygnacyjny pałac zamieszkiwała rodzina Ephrussich. Znajduje się na Ringstrasse, naprzeciwko Votivkirche. Trudno było o lepszą miejscówkę w Wiedniu.
Właściciele otaczali się wspaniałymi dziełami sztuki, mieli cenne zbiory biblioteczne . Wśród książek znajdowało się wiele rzadkich inkunabułów. Weszłam do środka tego pałacu. Wszystko było jak w książce de Waala. Tylko trwał tam remont. Przez pewien czas kierownik budowy przyglądał się tylko jak fotografuję wnętrze. Kiedy chciałam wejść na 1 piętro grzecznie mnie wyprosił.

Dlatego nie zobaczyłam sali balowej, pozłacanych sufitów i innych wspaniałości. Ale już dziedziniec wewnętrzny daje przedsmak tego, jak mieszkali właściciele.


Na szczycie był szklany dach…

Marmurowe schody prowadzą na pierwsze piętro

Herb rodziny Ephrussich na posadzce

Gości wchodzących na dziedziniec witał posąg Apolla. Mnie, dodatkowo przygotowane do remontu urządzenia.
Kiedy wyglądało na to, że nic złego się nie wydarzy i można będzie żyć sobie spokojnie wśród tego zgromadzonego piękna rodzinę Ephrussich dopadła wielka historia.
Naziści zajęli cały ich majątek, złupili pałac, zmusili do sprzedaży banku za bezcen i usunęli go z rejestru handlowego. Ci, co wczoraj byli przyjaciółmi dzisiaj pierwsi informowali, gdzie co jest ukryte albo ile jest warte. Lojalna okazała się tylko jedna służąca – Anna, której udało się przechować kolekcję netsuke we własnym sienniku. Po wojnie zwróciła ją rodzinie.
Dziadek autora książki, jeden z najbogatszych ludzi w Europie wyszedł z pałacu z dwoma walizkami. Nigdy już tu nie wrócił. Zmarł w 1945 roku jako bezpaństwowiec.
Książka de Waala prowadzi nas przez salony Europy, ale przede wszystkim pokazuje jak rodził się antysemityzm w Austrii, opowiada o Anschlusie, wybuchu wojny, zagładzie krewnych. Na chwilę wskrzesza obraz dawnego świata.
Podobnie wystawa w Muzeum Żydowskim. Mamy okazję zobaczyć kolekcję netsuke, poznać dokumenty, zdjęcia rodzinne, posłuchać wywiadów z autorem książki i jego ojcem.





Tytułowy bohater książki- zając o bursztynowych oczach
Figurki netsuke
Popołudnie spędziłam w Schönbrunie. Ale to już zupełnie inna opowieść…

Bożena