Monachium da się lubić…

Jak to zwykle bywa – pojedziesz, zobaczysz i nikt Ci już nie będzie wkładał do głowy swoich obrazów, bo byłaś, widziałaś i masz swój własny pogląd.

Monachium jest piękne. Albo inaczej – zyskuje przy bliższym poznaniu. To nie była żadna miłość od pierwszego wejrzenia, odkrywałam je powoli. I spodobało mi się. Można powiedzieć, że zbudowane jest z rozmachem, bez oszczędzania na przestrzeni i tej architektonicznej i tej „zielonej”. Monachium jest ogromne, ale nie wywołuje we mnie obawy, że się zgubię albo gdzieś nie trafię. Od początku budzi zaufanie. Może na tym właśnie polega magia tego miasta. Chcesz je poznać.

Monachium jest stolicą największego niemieckiego landu – Bawarii. To nie tylko część Niemiec, ale przede wszystkim Wolne Państwo Bawaria, mające swoją konstytucję, parlament, herb, flagę i hymn „Dla Bawarii”

wikipedia.org
wikipedia.org

Barwy Bawarii są jak niebo – białe i niebieskie. Flaga jest zatem w tych właśnie kolorach, czasami w romby albo w pasy. Nie trzeba tego tłumaczyć kibicom FC Bayern, którzy patrzą na herb swojej ulubionej drużyny. Środek herbu to właśnie barwy narodowe Bawarii.

Bawaria jest najbogatszym niemieckim landem. Jej PKB jest większe niż PKB całej Polski. Mieszkańcy są dumni, bo właśnie Bawarię nazywa się Doliną Krzemową Niemiec. Tu działa firma MTU Aero Engines produkująca silniki do samolotów i czołgów, Airbus Group – koncern militarny i lotniczy, koncerny samochodowe Audi, MAN i oczywiście BMW.

Językiem urzędowym w Bawarii jest niemiecki, ale bardzo często używanym jest język bawarski, a rzadziej szwabski. Nie należy się więc stresować, gdy wydaje nam się, że znamy niemiecki i nagle nie rozumiemy zbyt wiele kiedy mówi do nas Bawarczyk, zwłaszcza starszy. Bo on prawdopodobnie mówi po bawarsku i jeszcze będzie się czuł urażony, że go nie rozumiesz. No niestety, bawarski nie jest językiem panującym na świecie. A tak myślą mieszkańcy Bawarii, bo dla nich ich język i ich kraj jest najpiękniejszy.

Nie trzeba się tym zrażać, bo wiadomo, że każdy z nich uczył się tak zwanego Hochdeutsch w szkole, więc w końcu się porozumiecie. Odrobina wysiłku intelektualnego nie zaszkodzi nikomu. Dodatkowo we wszystkich punktach informacji turystycznej, na dworcu, w muzeach i w innych miejscach, gdzie mogą pojawić się obcokrajowcy pracownicy posługują się angielskim.

Mam świadomość, że od stereotypów o Bawarczykach nie uciekniemy. Pierwsze skojarzenie to oczywiście dość pokaźnych rozmiarów jegomość w skórzanych spodniach na szelkach, w kapelusiku z piórkiem. Je golonkę z kiszoną kapustą i oczywiście pije piwo. Ich stereotypy o nas pomału zmieniamy, ale gdzieś z tyłu głowy pewnie mają hasła „heute gestolen- morgen in Polen” / dzisiaj ukradzione w Niemczech, jutro znajdziesz w Polsce/.

Dzisiaj bardziej o polskich pracownikach w Niemczech świadczy fakt, że w dobie koronawirusa polskie opiekunki osób starszych mają prawo wjazdu do Niemiec bez dwutygodniowej kwarantanny.

Z czym z przeszłości kojarzy nam się Monachium? Z lekcji historii pamiętamy lorda Chamberlaina, premiera Wielkiej Brytanii machającego świstkiem papieru, na którym znajdowały się zapisy układu monachijskiego zawartego we wrześniu 1938 roku. Za cenę oddania Czechosłowacji Hitlerowi wydawało się, że w Europie zapanuje wieczny pokój. Premier Wielkiej Brytanii radośnie informował, że „przywozi pokój”, Adolf Hitler kłamał: „Sudety są moim ostatnim żądaniem terytorialnym w Europie”, a podsumował ten układ Winston Churchill: „Mieli do wyboru wojnę lub hańbę, wybrali hańbę, a wojnę będą mieli i  tak” / N. Davies „Europa”/.

O Churchillu można zatem powiedzieć jak baca w dowcipie o turyście: „prorok cy co?”.

Bundesarchiv -Bild

Zagadka historyczna: kogo znacie z tej fotografii?

A z nowszych czasów – Monachium to oczywiście siedziba Radia Wolna Europa, które w czasach PRL-u dawało nam nadzieję i informowało, co naprawdę dzieje się w Polsce. Namiętnie zagłuszane, podobnie jak „Głos Ameryki” z Waszyngtonu /słynne słowa „This is the Voice of America- Washington DC”/ gromadziły całe rodziny przy radioodbiornikach .

I pewnie jeszcze jedna ważna dla Polaków instytucja – Akademia Sztuk Pięknych, która w XIX wieku kształciła wielu malarzy z Polski. Studiowali tu miedzy innymi Wyczółkowski, Matejko, Kossak, bracia Gierymscy, Chełmoński i Adam Chmielowski, późniejszy założyciel zgromadzenia albertynów i albertynek, święty kościoła katolickiego.

Przyjeżdżali tu również Wyspiański i Fałat. Dość powiedzieć, że w przestrzeni kultury i sztuki zaistniała szkoła monachijska. Powstała w Monachium, ale nazwano ją polską, bo przesiąknięta była malarskimi nawiązaniami do polskiej poezji i historii. Powstawały obrazy o tematyce batalistycznej i historycznej. Kunstverein München odkryli na nowo Ewa i Wojciech Fibakowie, którzy prowadzą galerię sztuki w Warszawie.

M. Gierymski „Patrol powstańczy”

pl.wikipedia.org

J. Matejko „Zawieszenie dzwonu Zygmunta”

de.wikipedia.org

/ I tu musi być anegdota o Matejce związana z obrazem „Hassan topi niewierną żonę”.      Otóż żona Matejki słynęła z trudnego charakteru. Cały Kraków opowiadał sobie o scenach zazdrości urządzanych małżonkowi. Pani Teodora nie lubiła również bardzo sekretarza mistrza Matejki Stefana Gorzkowskiego.

pinterest.com

Utopione w Bosforze kończyły piękne odaliski- niewolnice z haremu sułtana, które naraziły się czymś swemu panu. Dziwnym trafem siedzący na dziobie łodzi mężczyzna ma rysy Jana Matejki, a wykonujący wyrok rysy Stefana Gorzkowskiego. Niektórzy nie mieli też wątpliwości, że kształtna pierś odaliski jest całkiem podobna do biustu pani Matejkowej.

Przypadek? Żart mistrza Jana? /

A teraz już ad rem.

Monachium miało szczęście do władców. Byli to zawsze ludzie, którym rozwój miasta i dobrostan mieszkańców leżały na sercu. Lokacja miasta to rok 1141. Henryk Lew, książę bawarski dał powstałemu tu klasztorowi benedyktynów prawo organizowania targów. Miasto powstało „bei den Mönchen”, czyli przy mnichach, czyli rozwijało się wokół klasztoru i zamku.

Herb Monachium przedstawia mnicha w habicie z księgą w ręku.

pl.wikivoyage.org

Dodatkową okolicznością sprzyjającą bogaceniu się miasta i mieszkańców było położenie na szlaku handlu solą, nad rzeką Izarą. Od XIII wieku aż do roku 1918 miastem rządził ród von Wittelsbach.

Zwłaszcza Maksymilian I i Ludwik I upiększyli miasto i stworzyli z niego tętniącą życiem europejską stolicę, jeden z najważniejszych ośrodków kultury europejskiej. To tu, za czasów Ludwika II Ryszard Wagner miał premiery pięciu swoich najwspanialszych oper.

Miasto musiało zapłacić kompletną ruiną podczas amerykańskich bombardowań z czasów II wojny światowej między innymi za to, że było kolebką ruchu nazistowskiego i ukochanym miastem pana z wąsikiem.

Dziś na Prinzregentenplatz 16 gdzie mieszkał Adolf Hitler mieści się posterunek policji.

immobilien.de

Oczywiście, „znaj proporcje, mocium panie”. Monachium było zniszczone przez amerykańskie bombardowania, ale nie zrównane z ziemią, jak nasza Warszawa. I co ważne, w momencie zakończenia wojny cała Bawaria stała się amerykańską strefą okupacyjną. Trwało to do 1949 roku i trzeba przyznać, że Bawarczycy bardzo dobrze wspominają to „amerykańskie panowanie”. „Ludzkie paniska były” – mówią. Od samego początku założenie było takie, że w momencie stabilizacji systemu demokratycznego i denazyfikacji Amerykanie wycofają się z Bawarii. Niektóre narody mają więcej szczęścia w życiu od innych. Rosyjska strefa okupacyjna zamieniła się w Niemiecka Republikę Demokratyczną i podobnie jak Polska Rzeczpospolita Ludowa i inne kraje z rosyjskiej strefy wpływów budowaliśmy socjalizm na świecie wtedy, gdy kraje zachodnie, m.in. Bawaria wzmacniały się politycznie i gospodarczo. Taka karma…

Na murku w Monachium znalazłam taki napis:

Widać, niektóre podróże zaczynają się dopiero, kiedy dotrzesz na miejsce…

I tak właśnie było z moim odkrywaniem Monachium. Kiedy już „obeszłam” to, co należało zobaczyć zaczęłam dostrzegać inne ciekawe miejsca.

Na obrzeżach miasta znalazłam Klasztor Zakonu Templariuszy. Od czasu książki Nienackiego o panu Samochodziku oraz po obejrzeniu serialu „Królowie przeklęci” na podstawie książek Maurica Druona i ostatnio „Templariuszy” w stacji HBO myślałam, że zakon przestał ostatecznie istnieć a opowieści o skarbie templariuszy to tylko wyobraźnia pisarzy i scenarzystów filmowych. Tymczasem Zakon Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona od 700 lat stara się w Watykanie o status zakonu papieskiego, który utracił w 1312 roku. Ale wiemy przecież, że „kościelne młyny mielą powoli”. Obecnie zakon może działać za zgodą i wiedzą biskupa.

Klasztor jest położony w dzielnicy Untergiesing, nad rzeczką Auer Mühlbach. Można tam dojechać U1 do Candidplatz lub autobusem 52. Trwa to sporą chwilę, ale potem możemy już rozkoszować się terenami rekreacyjnymi wokół, spokojem i ciszą pobliskich dzielnic. Podobno stamtąd można niespiesznie, w miłych okolicznościach przyrody dojść do monachijskiego ZOO. Ale tego wariantu nie wypróbowałam.

Ta niecodzienna willa prywatna została zbudowana w 1880 roku. Można tylko podziwiać fantazję ówczesnego właściciela. Styl baśniowo-romantyczny tego budynku kieruje nasze myśli w stronę Neuschwanstein. W 1968 roku przeszła na własność Zakonu Templariuszy.

Wysoka wieża z cebulastym hełmem, cztery mniejsze wieżyczki, krzyże jerozolimskie. Już wiem, że dobrze trafiłam, ale gdzie jest wejście?

Jeżeli chcecie postać sobie przed wejściem głównym to należy wejść w ulicę Birkenleiten. Pod numerem 35 jest klasztor. Templariusze wydają codziennie posiłki dla ubogich ludzi. Przed wejściem trzeba się wylegitymować, przedstawiając dowód tożsamości.

Wizyta w tym miejscu skłania do refleksji nad różnymi losami wielkich i potężnych, na drodze których stanął ktoś nieprzychylny. Templariusze wierzyli, że są niezniszczalni i wieczni. Zgromadzili ogromny majątek, byli bankierami królów, prekursorami płatności bezgotówkowych. Bronili Grobu Pańskiego w Jerozolimie. Mogli się wycofać dopiero przy trzykrotnej przewadze przeciwnika.

Zdyscyplinowani, zafascynowani sztuka wojenną. Elita rycerzy. Podobno mieli świętego Graala.

I okazuje się, że początkiem ich końca był zły PR [pi ar]. Wierzono, że wykorzystują swoją mistyczną i ezoteryczną wiedzę komunikując się z tajemnymi mocami. Dodatkowo, zadłużeni władcy, a zwłaszcza król Francji Filip Piękny szukali sposobu, jak nie zwracać pożyczonych pieniędzy. Templariusze przetrwali oficjalnie do 1312 roku. Wtedy decyzją papieża majątek zakonu przeszedł na rzecz Zakonu Joannitów. Mistrzowie intrygi przestali istnieć przez intrygę utkaną pięknymi palcami króla Francji. Urządzono prawdziwe polowanie na czarownice. Wielki Mistrz Zakonu Templariuszy i jego współbracia zostali spaleni na stosie. Mistrz Jakub de Molay rzucił klątwę na swoich prześladowców. W ostatnim tchnieniu zdołał wykrzyczeć: „Papieżu Klemensie, królu Filipie, rycerzu Wilhelmie! Nim rok minie spotkamy się na Sądzie Bożym!”. I tak się stało.

Na frontonie kościoła duża postać Chrystusa. Templariusze podczas wypraw krzyżowych powtarzali hasło:

„Non nobis Domine, non nobis, sed nomini Tuo da gloriam” – „Nie nam Panie, nie nam, lecz Twemu imieniu daj chwałę.” /Psalm 115/

Brama pokazuje, że zakonnicy bardzo strzegą swojej prywatności i świętego spokoju.

Na parapecie okna siedzi sobie kamienny maszkaron.

A wokół klasztoru krąży kot…

Jeżeli przyjedziecie do Monachium miedzy kwietniem a październikiem to macie zaproszenie do Englischer Garten na pokaz sztuki parzenia herbaty do japońskiego pawilonu.

Miasto otrzymało tę herbaciarnię w darze z okazji Olimpiady w 1972 roku. Została ona założona przez szkołę herbaty Urasenke w Kioto.

Założycielem szkoły był Senso Soshitsu. Obecnie już 16 generacja kontynuuje prowadzenie szkoły Urasenke.

W tomiku poezji Sen no Rikyū można znaleźć taki fragment:

„Wiedzcie, że ceremonia herbaty to po prostu zagotować wodę, zaparzyć herbatę i pić” tłum. Anna Zalewska

No trzeba przyznać mistrzowi, że ma poczucie humoru, bo mnie ten bardzo uroczysty ceremoniał wydał się dość skomplikowany. Na pokazie czułam się jak uczeń, który stara się zapamiętać coś z lekcji, ale w końcu gubi się w gąszczu szczegółów i odniesień.

Takie to wszystko było proste, ale z drugiej strony wyrafinowane. Nie siedzieliśmy na matach tatami tylko na niskich krzesełkach. Byliśmy widzami, którzy przyszli obejrzeć spektakl.

Te pokazy cieszą się ogromną popularnością, dlatego przyszłam pod bramkę herbaciarni godzinę wcześniej. W ciągu dnia /zwykle sobota i niedziela/ odbywają się trzy pokazy. Każdy trwa godzinę i wchodzi nie więcej niż 25 osób, ze względu na ograniczone możliwości lokalowe.

Nie da się tu niczego zarezerwować przez Internet, trzeba odstać swoje pod bramką. Ale okoliczności przyrody sprzyjają i czas mija bardzo szybko.

Kiedy wybija pełna godzina, przed furtką pojawia się pani Japonka i zaprasza do środka.

Ogród wydawał się bardziej do podziwiania, jak w muzeum, gdzie nie wolno dotykać eksponatów.

Czułam się dość nieswojo, bo pierwszy raz byłam wewnątrz japońskiego pawilonu herbacianego. Wszystko wydawało się takie kruche i ulotne. Zanim obejrzeliśmy ceremonię, pani ze szkoły Urasenke przedstawiła nam historię ceremoniału i omówiła kolejne etapy ceremonii.

Na początek pani uczestnicząca w ceremonii jako gość pokłoniła się domowym bóstwom.

Druga pani Japonka była mistrzynią ceremonii. Przygotowywała herbatę.

Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że kiedy siedzimy z kimś i pijemy herbatę to dużo rozmawiamy, opowiadamy sobie różne historie, śmiejemy się. Herbata jest tylko dodatkiem do naszego spotkania. W czasie tej ceremonii parzenia herbaty panuje cisza, ewentualnie dopuszczalne są rozmowy na tematy związane z ceremonią, gdyż inne byłyby nietaktowne i okazalibyśmy brak szacunku dla gospodarza. Inne rozmowy zakłócałyby harmonię ceremonii.

W czasie ceremonii wszystko ma znaczenie, nawet wazon z kwiatami. W drodze herbaty używa się wyłącznie roślin sezonowych, układanych w prostych i naturalnych kompozycjach w wazonach, koszykach, naczyniach z bambusa. Często jest to jedna gałązka z pąkami. Nie stosuje się roślin iglastych i kolczastych.

Na zakończenie ceremonii każdy z uczestników został poczęstowany czarką herbaty.

I tu trzeba oddać sprawiedliwość Japończykom. Herbata smakowała wybornie!

Kultura z drugiego końca świata, ale znajduje wielu zwolenników w Europie. Jest marką, którą znają wszyscy i klasą samą w sobie. Na różnych płaszczyznach oczywiście. Dla jednych są to samuraje i gejsze, komiksy i filmy anime, miecze, kimona i Yakuza. Dla innych ikebana, kaligrafia, filmy Kurosawy, książki Kobo Abe i Murakamiego, teatr kabuki. Dla jeszcze innych koncerny Toyota, Sony, Cannon, Olympus, Citizen, Fujitsu. A dla jeszcze innych filozofia jedzenia oraz filozofia zarządzania kaizen.

O jedno miejsce na japonistyce na Uniwersytecie Warszawskim walczy 25 osób. Można zadać sobie pytanie: „Po co komu japonistyka?”. A ja nie wiem po co, ale widziałam twarz osoby, która dostała się na japonistykę. To było po prostu spełnienie marzeń. Tak wyglądała naprawdę szczęśliwa osoba.

clipartmag.com

Trzeba przyznać Japończykom, że z paru zwyczajnych na pierwszy rzut oka czynności uczynili sztukę. Teraz już wiem, że na pewno sztuką jest ceremonia parzenia herbaty (sadō), posługiwania się mieczem (kendō), układania kwiatów (kadō), czy pisania (shodō). Dorzuciłabym jeszcze sztukę tworzenia jedzenia.

Na pewno warto zobaczyć tę ceremonię. Nawet jeżeli patrzymy na nią na tym najbardziej podstawowym poziomie, to warto. Coś nas musi przyciągać do siebie. Nawet jeżeli nigdy nie będziemy drugą Japonią to przecież i tam i tu uwielbiamy Szopena.

W Monachium mieszka ponad 3 tysiące Japończyków. 165 firm japońskich ma tu swoją siedzibę. Miastem partnerskim jest Sapporo. Działa tu wiele japońskich sklepów i restauracji.

Myślę, że warto w czasie pobytu w mieście zaplanować sobie wizytę „dla relaksu”. Na pewno sprzyja temu park nazwany Maximiliansanlagen. Dwa kilometry zacienionej i zalesionej przestrzeni na prawym brzegu Izary. Jest tu wiele stopni wodnych na rzece, co sprawia, że słyszymy szum wody. Ale działa on bardzo kojąco i nie przeszkadza w wypoczynku.

To miejsce pełnej symbiozy spacerujących, biegających, jeżdżących rowerami i odpoczywających na ławeczkach. W zimie na górkach można zjeżdżać na sankach. Raj dla wszystkich lubiących pobyt na świeżym powietrzu.

W centrum parku, z wysokiej kolumny spogląda na nas i na całe miasto Anioł Pokoju /Frieden Engel/.

www.muenchen.de /sehenwuerdigkeiten/

Anioł czuwa nad miastem. Kolumna powstała na 25. rocznicę pokoju zawartego po wojnie francusko-pruskiej z lat 1870-1871. Jest tu wspaniały punkt widokowy, z którego rozciąga się panorama na Prinzregentenstrasse i na mosty na Izarze. Zwłaszcza wieczorem,  gdy zabłysną światła wielkiego miasta widok jest szczególnie piękny.

Złota statua to replika Nike des Paionios, czyli zwycięstwa wojskowego. W prawej ręce anioł trzyma gałązkę oliwną, w lewej Palladion, czyli posażek Pallas Ateny. W mitologii czytamy, że dopóki ten magiczny posążek znajdował się w świątyni w Troi, miasta nie można było zdobyć. Dlatego Odyseusz i Diomedes dostali się nocą do miasta i wykradli go. Troja nie przetrwała ataku Greków.

Sześciometrowy anioł stoi na kolumnie doryckiej, która mierzy 23 metry. Wszystko razem umieszczone jest na cokole w formie małej świątynki greckiej, której sklepienie podtrzymuje 8 kariatyd.

Miejsce na pewno godne uwagi i polecenia.

A wszystko w cudownym parku.

Zmierzając w stronę Maximilianeum natknęłam się na pomnik króla Ludwika II Bawarskiego- Bajkowego Króla.

Maximilianeum trudno przegapić. Ogromny, dostojny gmach na wzgórzu. Od 1949 roku jest siedzibą parlamentu bawarskiego. A wcześniej, bo od 1876 roku działa tu fundacja dla uzdolnionych studentów. Pierwotnie siedzibą fundacji miała być Roseninsel na Starnbergersee, ale potem król Maximilian postanowił wybudować gmach w mieście. Zdolna młodzież mieszkała tu i kształciła się w szkole królewskiej. Fundacja wspiera studentów, a jedynym warunkiem przyjęcia są oceny ze świadectwa maturalnego – najmniej -1. W Niemczech, podobnie jak u nas obowiązuje sześciostopniowa skala ocen, ale najlepsza jest jedynka.

W Maximilianeum mieści się duża sala plenarna, gdzie obraduje parlament oraz mniejsze sale posiedzeń komisji.

Warto obejść Maximilianeum wokół i zobaczyć, że to, co widzimy z przodu to historyczny wygląd tego gmachu. Potem, w miarę potrzeb dobudowano z tyłu część nowoczesną. Niestety, do środka można wejść tylko z przepustkami, a zwiedzanie jest tylko grupowe, po wcześniejszym uzgodnieniu.

I tu się zatrzymamy. Ale do Monachium oczywiście wrócimy. W następnym artykule.

Bożena

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s