zapytałam znajomej Bawarki. „Pewnie, piękne miasto. Tylko pamiętaj, że to już Szwabia”. Następne pytanie cisnące się na usta? „ No i co z tego?”
I popłynęła opowieść o Szwabii, czyli małej historycznej krainie w południowo-zachodniej części Bawarii, której mieszkańcy nie są lubiani w swoim kraju, podobnie jak u nas mieszkańcy Krakowa niezbyt pochlebnie mówią o warszawiakach i vice versa. Czyli stereotypy…,bo warszawiacy to „krawaciarze” a krakusy to sknerusy. Zespół „Pod Budą” śpiewał : „nie przenoście nam stolicy do Krakowa” a warszawska kapela podwórkowa z Chmielnej : „nie masz cwaniaka nad warszawiaka…”.
Znana anegdota mówi, że w Warszawie kultura kończy się wraz z odjazdem ostatniego ekspresu do Krakowa.
W Polsce używamy wymiennie słowa Szwab na określenie Niemca, nie mając często świadomości różnic historycznych i geograficznych w podziale Niemiec. W naszym rozumieniu Szwab nie musi być mieszkańcem Szwabii i potomkiem Szwabów tylko po prostu Niemcem.
Dodać należy, że dla nas słowo Szwab ma zdecydowanie pejoratywne znaczenie. K. I. Gałczyński w „Pieśni o żołnierzach z Westerplatte” pisze, że żołnierze bronili placówki „gwiżdżąc na szwabską armatę”, a w piosence Młynarskiego „W Polskę idziemy” Wiesław Gołas śpiewa „trzaska koszula, tu, popatrz, kula, tu szwabska blizna”. No i jeszcze można kogoś „oszwabić”, czyli naciągnąć, narazić na koszty.
Pars pro toto, czyli częścią czegoś opisujemy całość. Ale pewnie gdzieś w dalekiej przeszłości musieli nam ci historyczni Szwabowie zaleźć za skórę i to na pewno zdecydowanie wcześniej, niż II wojna światowa.
Ale dlaczego współcześni mieszkańcy Niemiec krzywią się na Szwaba? Znów stereotypy – zbyt dbający o porządek /najemcy poszczególnych mieszkań w bloku mają tygodniowe dyżury i sprzątają klatkę schodową/, zbyt oszczędni, a nawet skąpi, no i patrioci lokalni, którzy niezależnie od tego gdzie są, to „ciągną” ze sobą swoje potrawy, swój dialekt i swoje zwyczaje, bo tam gdzie są wszystko jest gorsze. Zgodnie z zasadą, że moje jest najmojsze.
Z czym może się kojarzyć Augsburg? Pierwsze co mi przyszło do głowy to kościół ewangelicko-augsburski, pokój augsburski, czyli koniec wojen religijnych i słynne „cuius regio, eius religio” i oczywiście wyznanie augsburskie, czyli najważniejsza księga luteranizmu, wyznanie wiary. Tylko stare sprawy i nic więcej.
A tu proszę: rozwijający się przemysł lotniczy – historyczna fabryka Messerschmitta to dzisiaj dobrze kooperujące z Airbusem i Aerospace przedsiębiorstwo. W dziedzinie motoryzacji –fabryka MAN-a. I jeszcze elektrotechnika: odziały OSRAM i Siemens.
Dlatego chętnie pojechałam i zachęcam innych, chociaż ostrzegam lojalnie: dla mnie nie jest to miasto pierwszego wyboru, jeśli chodzi o zwiedzanie.

Zaczęłam nietypowo – nie od długiej listy kościołów, placów i ratusza, ale od wizyty w najstarszym na świecie osiedlu socjalnym – die Fuggerei.
Osiedle dla osób, które mają problemy materialne ufundował w XVI wieku Jakub Fugger, najbogatszy człowiek ówczesnych czasów. Był bankierem, ale szczególnie interesowały go rudy metali, zwłaszcza złoto, srebro i miedź. Postanowił podzielić się swoim majątkiem z potrzebującymi. Zrobił to w imieniu swoim i braci.
Osiedle Fuggerei to takie miasto w mieście. Otoczone jest murami. Bramy zamykane są dla obcych w godzinach 22-6.

Koncepcja pomocy ludziom nie zmieniła się tu od 500 lat. Dziś działaniami tego osiedla kieruje fundacja, która ma prawo decydować kto tu zamieszka. Roczny czynsz to równowartość jednego guldena reńskiego, czyli 0,88euro. Za media mieszkańcy płacą osobno. Podpisując umowę zobowiązują się do odmówienia każdego dnia trzech modlitw za fundatorów osiedla i rodzinę Fuggerów. Jest tu 67 domów z 140 mieszkaniami. Mieszka tu około 150 osób, głównie starszych. Dodatkowym warunkiem aplikowania o mieszkanie na tym osiedlu jest bycie katolikiem, na stałe zamieszkałym w Augsburgu.

Jest to atrakcja turystyczna Augsburga, którą można zwiedzać po kupieniu biletu /4 euro/. W kasie, w restauracji, która serwuje przysmaki kuchni bawarskiej i szwabskiej, w sklepie, pracują mieszkańcy osiedla. Jest tu też kościół pw. św. Marka i szkoła, dziś funkcjonująca już tylko jako część muzeum. Dodatkowego smaku tej wycieczce po osiedlu dodaje możliwość wejścia do prywatnego domu i obejrzenia jak żyją mieszkańcy Fuggerei.




Na tym osiedlu, w domku pod numerem 14, na piętrze mieszkał pradziadek W.A. Mozarta – Franz Mozart – mistrz murarski.

W centrum znajduje się bunkier z czasów II wojny światowej. Zorganizowano tam wystawę prezentującą czasy wojny i życie mieszkańców Fuggerei w czasie amerykańskich nalotów.


Na skwerku stoi popiersie dobroczyńcy i fundatora Jakuba Fuggera.

Z ciekawostek należy wspomnieć o Dorothei Braun, która żyła tu w XVII wieku i była pielęgniarką w osiedlowej izbie chorych. Zapisała się w annałach Fuggerei jako pierwsza ofiara polowania na czarownice. Została zadenuncjowana przez córkę, była torturowana, została osądzona. Ścięto jej głowę, a ciało spalono.
Wędrując uliczkami Fuggerei jest czas na zastanowienie się również nad współczesną dobroczynnością i różnicami materialnymi wśród ludzi. Niestety, mało było w tych moich rozmyślaniach optymizmu.
Gdy opuściłam ciche uliczki Fuggerei poszłam do przepięknej Katedry Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny. Przed katedrą wita nas imponujący pomnik przedstawiający troje patronów diecezji: św. Simperta, św. Ulryka i św. Afrę.

Katedra jest przepiękna – jak ją opisano w przewodniku: „ z XIII wieku, romańska, a z XIV wieku gotyckie dodatki”. W środku jest jasno, dużo tu dzieł sztuki romańskiej i gotyckiej. Freski, malowidła i wspaniałe „witraże proroków” z XII wieku, czyli szklane obrazy pokazujące postaci z Biblii. Znajdują się w południowej części katedry. Całości dopełniają jeszcze cztery tablice ołtarzowe pędzla Hansa Holbeina Starszego i przepiękne drzwi wejściowe z brązu z 35 reliefami.
Jest tu również tablica pamiątkowa poświęcona naszemu papieżowi JP II, który odwiedził katedrę w maju 1987 roku.



Na pewno warto w Augsburgu wybrać się do Muzeum Mozarta i do Muzeum Brechta.
Pierwsze muzeum poświęcone jest ojcu Wolfganga Amadeusza Mozarta – Leopoldowi. Nie jest to tak zasobne muzeum jak Muzeum Mozarta w Salzburgu. Trzeba jednak oddać tacie Leopoldowi sprawiedliwość – był bardzo zdolnym kompozytorem, a przede wszystkim nauczycielem i autorem bardzo dobrego podręcznika do nauki gry na wiolonczeli. Miał też dużo samozaparcia i chęci pomocy synowi w jego karierze, co mu się ceni, bo pomyślcie tylko jak byśmy żyli bez tych muzycznych cudowności, które skomponował Wolfgang Amadeusz? Właściwie mam do ojca Mozarta tylko jedną pretensję. Postawił na syna, a po macoszemu potraktował równie uzdolnioną córkę Nannerl. W 2010 roku powstał film „Nannerl, siostra Mozarta” w reżyserii Rene Fereta. Opowiada o bardzo zdolnej młodej dziewczynie, której ojciec wyznaczył rolę akompaniatorki brata, przez co zabił jej marzenia o własnej karierze muzycznej. Nawet mając świadomość, że rzecz dzieje się w XVIII wieku, to przykro patrzeć na ten męski porządek w Europie.


Drugi dom to muzeum poświęcone Bertoldowi Brechtowi, dramaturgowi niemieckiemu, chociaż ze względu na przekonania polityczne bardziej znanemu w NRD niż w Niemczech Zachodnich. Ale na pewno wszyscy czytali „Matkę Courage i jej dzieci”, która ze swoim wozem przemierza pogrążoną w wojnie Europę.


A jeszcze lepiej pamiętamy „Operę za trzy grosze” z Mackie Majchrem, głównym bohaterem granym przekonująco przez Piotra Fronczewskiego /spektakl Teatru Telewizji z 1976 roku/. Gdy Fronczewski swoim charakterystycznym głosem śpiewał: „Mackie Majcher spaceruje, a w kieszeni trzyma nóż…” to ciarki przebiegały po plecach. Teraz wracamy do repertuaru Brechta – w krakowskim teatrze Variete „ Opera za trzy grosze” zapełnia widownię na każdym spektaklu.
I wreszcie stajemy na Rynku przed Ratuszem.
Budynek jest bardzo charakterystyczny, renesansowy, z XVII wieku. Na frontonie króluje duży, dwugłowy orzeł, symbol Wolnych Miast Rzeszy.


Prawdziwy skarb ukryty jest na drugim piętrze ratusza. To Złota Sala. Ma piękny pozłacany sufit i rzeczywiście wygląda imponująco!


Od złoceń można nabawić się zawrotu głowy. Do zwiedzania są jeszcze pomieszczenia książęce. Stosunek ówczesnego władcy Karola V do religii i roli Pana Boga w naszym życiu obrazuje napis: „Veni, vidi, Deus vicit”, czyli „Przybyłem, zobaczyłem, Bóg zwyciężył”.
Obok Ratusza stoi kościół pw. św. Piotra z charakterystyczną Perlachturm. Można się na nią wdrapać po 258 schodach (!) i zobaczyć przepiękną panoramę miasta i cudowne Alpy.
W samym Kościele św. Piotra znajdziemy obraz Matki Boskiej Rozwiązującej Węzły.

Przyznam się, że nigdy nie widziałam takiego wizerunku Matki Boskiej. Znalazłam nawet modlitwę specjalnie ułożoną na okoliczność zwracania się do niej z prośbą o pomoc w sprawach, których rozwiązanie jest ponad nasze ludzkie siły. Może warto spróbować…
Historia tego obrazu jest niezwykła. Jego międzynarodowa „sława” zaczęła się od momentu, gdy kościół odwiedził pewien młody argentyński jezuita studiujący w Bawarii. Nazywał się Jorge Mario Bergoglio. Nazwisko brzmi znajomo? No pewnie! Przecież to obecny papież Franciszek.
Świadectwa cudów i pomocy, której udzieliła Matka Boska proszącym w Kościele św. Piotra z Perlach tak zafascynowały późniejszego papieża, że zabrał ze sobą kilka obrazków przedstawiających wizerunek Matki Boskiej Rozwiązującej Węzły. Kult tego wizerunku rozprzestrzenił się w Brazylii i Argentynie z prędkością światła. Kiedy Bergoglio został kardynałem, podarował papieżowi Benedyktowi XVI kielich z wizerunkiem Matki Boskiej z augsburskiego kościoła. I tak koło się zamknęło.
Warto zapamiętać ten obraz – Matka Boska trzyma długą, białą wstążkę z supłami, która po przejściu przez jej ręce staje się gładka i prosta.
Na rynku wita nas piękna fontanna.


Figura na szczycie fontanny przedstawia założyciela miasta – cesarza rzymskiego Oktawiana Augusta. Bo Augsburg to miasto rzymskie, czyli założone przez Rzymian jako obóz wojskowy w 15 roku przed Chrystusem. Prowadziła tamtędy droga rzymska Via Claudia Augusta. Augsburg był połączony traktem handlowym z Weroną i Trydentem. W drugą stronę biegł do Norymbergi. Łączył południowe Niemcy z północnymi Włochami.
Były więc wyjątkowo sprzyjające warunki do rozwoju handlu i rzemiosła, co przedsiębiorczy mieszkańcy wykorzystali i dzięki temu stali się obywatelami jednego z najbogatszych miast. Dodatkowo, od VI wieku miasto było siedzibą biskupstwa.
W XV i XVI wieku dzięki rodom Fuggerów i Welserów miasto stało się bardzo bogate i ważne. Przedstawiciele tych rodów byli nie tylko mecenasami sztuki, ale także dbali o własnych, mniej zamożnych współobywateli.
Na Fuggerplatz, tuż przy rynku znajduje się pomnik Hansa Fuggera, bratanka Jakuba /tego od Fuggerei/. Pomnik sfinansował król Ludwik I Bawarski w dowód wdzięczności dla Hansa za przekazanie całego swojego cennego zbioru książek bibliotece bawarskiej za przysłowiowego centa.

W Augsburgu działały liczne zakłady złotnicze, drukarskie i tkackie. Rzemieślnicy byli zorganizowani w gildiach, które dbały o interesy swoich członków.
Bogate, dobrze zarządzane, bo do decyzji dopuszczono nie tylko patrycjuszy, ale także rodziny kupieckie i mieszczaństwo – Wolne Miasto Świętego Cesarstwa Rzymskiego.
Augsburg, podobnie jak Monachium ma swoją Maximilianstrasse. Pod numerem 36 możemy zobaczyć fasadę dawnego Pałacu Fuggerów.

po lewej stronie fasada Pałacu Fuggerów, prywatna własność nie pozwala na zwiedzanie.
Na pewno spacerując po głównej ulicy zauważycie jeszcze kilka ciekawych miejsc. Proponuję zatrzymać się przy kolejnych pięknych fontannach.
Bardzo ekspresyjna fontanna Herkulesa, który walczy z Hydrą

Hermes w całej okazałości, posłaniec bogów, czyli może patron współczesnych dyplomatów? To także rzymski bóg handlu i złodziei – Merkury. W ręku trzyma kaduceusz, symbol pokoju i handlu. Nie jest to to samo co laska Asklepiosa, która jest tradycyjnym symbolem medycyny, ale oplata ją tylko jeden wąż.

Wszystkie figury na fontannach zostały wykonane z brązu przez znanych rzeźbiarzy Huberta Gerharda i Adrieena de Vriesa.
Przy Maximilianstrasse znajduje się jeszcze jedna bardzo ciekawa budowla. Nazywa się Weberhaus.

To była siedziba gildii tkaczy. Pierwszy budynek powstał w XIV wieku, potem przechodził różne koleje losu. Na początku XX wieku został gruntownie odnowiony, a freski zewnętrzne powstały w 2008 roku. Są tam biura, prywatne praktyki i sklepy.
Proponuję, jeżeli będziecie mieć jeszcze siły, wejść do dwóch ważnych dla historii miasta kościołów: Bazyliki świętej Afry i świętego Ulryka i do kościoła świętej Anny.
Święta Afra jest współpatronką miasta. Żyła w Augsburgu w czasach rzymskich, była chrześcijanką, pochodziła z królewskiego rodu, to córka św. Hilarii. Została spalona przez Rzymian, bo nie chciała wyprzeć się wiary i nie oddała czci pogańskiej bogini. W miejscu gdzie ją pochowano bardzo szybko powstał kościół, ponieważ zaczęły przychodzić tam pielgrzymki. Pątnicy wierzyli, że to miejsce ma boską moc. Została patronką osób nawracających się i kobiet odbywających karę. Wzywano jej pomocy w chwili zagrożenia pożarem. Opiekowała się ziołami leczniczymi.
W tym kościele pochowano miejscowych biskupów świętego Simperta i świętego Ulryka.

I jeszcze protestancki kościół świętej Anny. Jest częścią XIII-wiecznego klasztoru karmelitów. Kościół ma dość surowy wygląd, drewniane boczne galerie dodają mu dostojeństwa.
Tu znajduje się Kaplica Fuggerów i Kaplica Złotników.

Jeden z fresków w Kaplicy Złotników

Krużganki w kościele św. Anny

Kaplica Złotników w Kościele św. Anny
Warto odwiedzić Muzeum Marcina Lutra, które znajduje się w części tego kościoła i wprowadza nas w zagadnienia reformacji.
W roku 1518, w czasie procesu o herezję, Luter przez pewien czas mieszkał w klasztorze. Temu procesowi towarzyszyły wydarzenia niczym z filmu sensacyjnego: obawiając się porwania przez zwolenników papieża, Luter musiał opuścić klasztor i ukryć się gdzie indziej.
Wisienką na torcie naszego pobytu w Augsburgu będzie zobaczenie Schaezlerpalais. Jest to Niemiecka Galeria Barokowa, pełna obrazów Cranacha, Holbeina, Dürera. I oczywiście cudowne rokokowe wnętrza. Na szczególna uwagę zasługuje Sala Balowa – najlepiej przywiązać skarpetki do obuwia, bo mogą spaść na widok tych cudów rokokowych.

A po obejrzeniu tych cudowności proponuję posiedzieć w przypałacowym ogródku.

Wyjeżdżałam z Augsburga pełna wrażeń i pozytywnie zaskoczona mnogością zabytków.
Może i nie jest to miasto jak z pocztówki, ale ma naprawdę wiele do zaoferowania wszystkim, którzy zechcą wejść na Romantyczny Szlak albo po niemiecku Romantische Strasse.

Zaczyna się we frankońskim Würzburgu i prowadzi przez prawie 400 km do Füssen u podnóża Alp. Na szlaku jest ponad 30 różnych zabytkowych obiektów, średniowiecznych miast, pałaców, kościołów.
Szlak powstał w latach 50. XX wieku. Wymyślono go, aby pobudzić i rozwijać turystykę na tych terenach. Dzięki pozytywnej reklamie powstało tu wiele pensjonatów, hoteli, kwater prywatnych. Wszystko dla turystów, którzy chętnie tu przyjeżdżają odpocząć i podziwiać piękno roztaczające się wokół nich.
Do zobaczenia na Romantycznym Szlaku!
Bożena