Ten tekst poświęcam Ginesowi, psu przecudnej urody, który nie mógł wylegitymować się żadną rasą, ale z którym szliśmy przez życie przez ostatnie 15 lat, aż do tego strasznego dnia w maju kiedy musieliśmy się rozstać na zawsze.
Piszę o Ginesie, ale myślę także o Nyx, Korusiu, Karmen i o wszystkich właścicielach psów, którym serce pękło na pół, gdy ich najbliżsi przyjaciele odeszli.
„Bo na tym pieskim świecie to się bardzo liczy, by iść na sześciu łapach i na jednej smyczy”- radzi satyryk M. Majewski, a francuski pisarz Alfons Toussenel stawia tezę, że gdy Pan Bóg stworzył człowieka i zobaczył go tak słabym i mizernym to dał mu psa.
Nasze wspólne człapanie przez życie zaczęło się pewnego sierpniowego dnia. Na stadionie odbywała się doroczna wystawa psów rasowych, a obok sprzedawano tylko „rasowe” szczeniaki. Chodziłyśmy z moja córką tam i z powrotem i nie mogłyśmy się zdecydować. W pewnym momencie Jagoda zatrzymała się i, jak potem opowiadała, zobaczyła dwa czarne oczka i czarną kulkę patrząca na nas z klatki. I to była miłość od pierwszego wejrzenia.
„Mój ci on jest, mój ci..!” stwierdziło moje dziecko. Kupowałyśmy oczywiście, jak zapewniał pan sprzedający, prawdziwego, oryginalnego biszona. Już pierwsza wizyta u weterynarza rozwiała nasze nadzieje na championa psiej rasy, bo pani doktor była zdecydowanie sceptyczna, co do jakiejkolwiek rasowości naszego Ginesa. Ale on był już nasz i nic naszej miłości nie było w stanie zniszczyć.
Przechodziliśmy razem z klasy do klasy, z pracy do pracy, żegnaliśmy jednych znajomych, poznawaliśmy innych. Gines zawsze był.
Kiedy smutny wracasz z miasta,
Kiedy łamie ci się głos
Czarny niby pasta
Koło ciebie krąży… nos.
Najpierw milczkiem, najpierw z dala,
Przestrzegając reguł gry,
Jak detektyw nos ustala,
Skąd się bierze nastrój zły.
Potem, gdy już nos przyczyny
Twojej kwaśnej miny zna,
Wie, że sposób jest jedyny,
Jedna rada właśnie ta:
Wspiąć się jak roślinka pnąca,
Zlizać z twarzy krople łez…
Nagle czujesz: pies cię trąca!
Nosem liże cię twój pies!
[Ryszard Marek Groński, „Nos”]
15 lat naszego wspólnego bytowania minęło jak sen jaki złoty. Teraz wiem już, że mój pies się starzał. Mordka stawała się siwiuteńka, pogarszał mu się wzrok, oczka mu mętniały, coraz gorzej słyszał, dopadły go choroby dziąseł, trzeba było usunąć mu parę zębów. Długo łudziłam się, że „nic to, nic..”
Straszna diagnoza: chłoniak – zmieniła wszystko. Wiedziałam, że zostało nam niewiele czasu na pożegnanie i powiedzenie sobie tych wszystkich słów zwanych ostatecznymi – zawsze, nigdy, wszystko, nic.
O śmierci swojego przyjaciela tak pisał wielki Jarosław Iwaszkiewicz:
Śmierć Tropka jest dla mnie czymś niespodziewanie okropnym. Po tym samym
można wnioskować jak bardzo już jestem stary, że to zdarzenie, dla innych ludzi
błahe, stało się dla mnie tak ciężkim przeżyciem i niechybnie pchnęło mnie o
parę lat w stronę własnego grobu. W dodatku ubrdałem sobie, że zaraz za progiem
wieczności czeka na mnie Tropek i będzie się tak bardzo cieszył po swojemu z
mojego przyjścia.
[Jarosław Iwaszkiewicz, „Dzienniki”, 29 lutego 1976]
Jak tu się pocieszać, w takim strasznym położeniu? Może uczepić się myśli, że kiedyś się spotkamy. Już widzę miny tych, którzy uważają się za władców naszych dusz i umysłów, że ocieram się o herezję , ale i tak powiem głośno, że wierzę w to, że kiedyś spotkam się z moim Ginesem. W tym fanklubie myślących podobnie zauważam fajnych, sympatycznych, mądrych ludzi.
Ostatnio ukazała się nowa książka Szymona Hołowni pt. „Boskie zwierzęta”. Autor, znany ze swojej bezkompromisowości w walce o uznanie praw zwierząt do życia bez cierpienia pisze:
„Powtórzę: nadzieję na zmartwychwstanie całego stworzonego świata, wyrażającą się choćby w czułej pamięci o bliskich nam zwierzętach, uważam nie za herezję ani infantylizm, lecz za przejaw eschatologicznej wrażliwości”.
Podoba mi się ten tok rozumowania, poparty zresztą zdaniem najwyższego ziemskiego autorytetu od życia po śmierci, czyli papieża Franciszka, który pocieszał pewnego chłopca : „Pewnego dnia zobaczymy nasze zwierzęta podczas ponownego przyjścia Chrystusa. Niebo jest otwarte dla wszystkich stworzeń Boskich” . Hołownia cytuje zdanie z papieskiej encykliki „Laudato Si”: „ (…) Życie wieczne będzie wspólnym zadziwieniem, gdzie każde stworzenie, świetliście przemienione, zajmie swoje miejsce i będzie miało coś, czym obdarzy ubogich ostatecznie wyzwolonych”.
Wierzę zatem, że śmierć mojego Ginesa to koniec rozdziału, ale nie księgi.
Do zobaczenia, gdziekolwiek jesteś, piesku Ginesku.

I niech będzie tak jak pisał Jerzy Waldorff, dumny właściciel jamnika Puzona:
Każdego z nas – niech tylko dożyje starości!
– czeka chwila wejścia na tę ostatnią szosę i ruszenia w podróż, z której nie
ma powrotu. A ja muszę przyznać, że noszę w sercu niedorzeczne marzenie, aby mi
wówczas towarzyszyli Puzon i Kot. Dobrze byłoby też mieć parę ptaków nad głową
i żeby jeszcze z nami szedł żółw. Wtedy odchodzić będziemy powoli i wystarczy
czasu, abym dobrych kilka razy odwrócił głowę i obejrzał się na życie –
jakiekolwiek było – z miłością i żalem.
[Jerzy Waldorff, „Bracia
mniejsi”, 1978]
A na koniec znaleziony w Internecie „Testament Szczęśliwego Psa”, który warto przemyśleć.

Bożena