Sissi moja miłość

„Przejdę, nie pozostawiwszy śladu”…

Ma w mojej głowie osobną szufladkę. Tam gromadzę wszystkie wiadomości o niej. Elżbieta Amalia Eugenia von Wittelsbach. Cesarzowa Austrii i królowa Węgier i Czech. Lub po prostu : Sissi .

Wycieczka do Bad Ischl, do „Kaiservilla” przypomniała mi po raz kolejny, że czasami z pozoru nic nie znaczące wydarzenie, film, obraz czasem książka dają asumpt do zainteresowania się jakimiś osobami czy wydarzeniami. Kiedy obejrzałam w polskiej telewizji film „Sissi” w reżyserii Ernsta Marischki stałam się fanką cesarzowej Elżbiety. Wiem, że nie jestem sama z tą moją miłością, bo na licznych stronach internetowych, w postach spotykam dziewczyny, które również lubią tę historyczną postać. Imponuje mi ich wiedza na temat naszej bohaterki i pasja z jaką o niej mówią.

Z Salzburga do Bad Ischl autobus jedzie półtorej godziny. Wsiadamy na przystanku Hauptbahnhof. Tam rozpoczyna się nasza podróż i tam można jeszcze znaleźć wolne miejsce siedzące. Dalej jest już gorzej. Jest to bardzo popularna trasa turystyczna i czasami z miejscami, nawet stojącymi, jest kiepsko. Wiele osób wysiada w okolicy kolejki linowej i góry Katrin, skąd roztacza się przepiękny widok na Alpy. Wokół Bad Ischl jest wiele cudownych jezior. Dokładnie jak piszą w przewodniku: warto zobaczyć 7 jezior i 3 szczyty.

Jak mówią mieszkańcy Ischla : „Po co jeździć daleko skoro piękno jest blisko”?

Z Bad Ischl wiązały się dobre wspomnienia Sissi- tu w 1853 roku poznała swojego Frania, dla poddanych- cesarza Franciszka Józefa, który liczył wówczas 23 wiosny i, jak pisze Brigitte Hamann w swojej książce „Cesarzowa Elżbieta”, był to „niezwykle przystojny młodzieniec o jasnych włosach, miękkich rysach twarzy, delikatność i szczupłość postaci podkreślał korzystnie obcisły mundur generalski, który nosił na co dzień”. Od pięciu lat był cesarzem Austrii, ale jak każdy dobrze wychowany młodzieniec słuchał się mamy- cesarzowej Zofii. No może z drobnym wyjątkiem, gdy nie posłuchał i po uszy zakochał się w kuzynce, Elżbiecie Bawarskiej, którą uparł się poślubić zamiast jej siostry Heleny, jak chciała mamusia.

Wszystkim znającym historię życia cesarza Franciszka Józefa i Sissi pozostawiam do rozstrzygnięcia kwestię czy czasami nie lepiej posłuchać mamy.

W Bad Ischl, w Seeauerhaus przy Esplanade 10 /obecnie muzeum miejskie/ odbyły się również zaręczyny przyszłej pary cesarskiej, a zapobiegliwa mama, arcyksiężna Zofia Wittelsbach, podarowała młodej parze cesarską willę wraz z przyległym parkiem. Na wszelki wypadek willa została kupiona za prywatne pieniądze mamusi i wchodziła w skład prywatnego majątku cesarskiej pary. Było to o tyle dalekowzroczne i warte odnotowania posunięcie, że gdy po I wojnie światowej Austriakom odwidziała się monarchia i postanowiwszy zostać republiką znacjonalizowali majątek Habsburgów, a ostatni cesarz Karol I Habsburg i jego małżonka Zyta wygnani przez lud na Maderę wiedli naprawdę skromne, jeśli nie biedne życie.

W mieście, pomimo upływu lat czuje się cesarską atmosferę. Oprócz willi i parku jest tu piękny kurort, przyciągający turystów i kuracjuszy. Jest tu willa Lehara, duży park zdrojowy z muszlą koncertową a także pijalnia wód i piękny teatr. Co roku w lecie odbywa się tu Festiwal Operetek imienia Lehara.

Przyjeżdżali tu ze względu na cesarską parę wybitni kompozytorzy: Strauss, Brahms i Lehar właśnie. W parku zdrojowym odbywały się wspaniałe koncerty, co pozostało tradycją do dzisiaj.

W domu zdrojowym odbywały się wielkie bale .

W miesiącach letnich życie państwa przenosiło się do Bad Ischl, które stawało się stolicą Austrii, miejscem spotkań całego świata. Duszny Wiedeń odpoczywał. Kaiservilla była nie tylko letnią rezydencją, ale także „secret capital of Austria”. Tak było przez 60 kolejnych lat panowania Franciszka Józefa. Tu hucznie świętowano kolejne urodziny Miłościwego Pana. Również współcześnie, 18 sierpnia wielbiciele Franciszka Józefa i monarchii spotykają się w Bad Ischl na urodzinach cesarza. Ubrani w stroje z epoki, konno lub w ekwipażach dają wyraz swojemu przywiązaniu do historii Austrii.

W willi, 28 lipca 1914 cesarz napisał odezwę „Do moich ludów”, gdy zdecydował o wypowiedzeniu wojny Serbii. Po tragicznych wydarzeniach w Sarajewie i zamordowaniu następcy tonu starał się usprawiedliwić swoje działania, które doprowadziły w konsekwencji do wybuchu I wojny światowej.

Również po tragicznej śmierci arcyksięcia Rudolfa tu w wilii zebrała się zrozpaczona rodzina, żeby z dala od wścibskich oczu kamaryli dworskiej przeżywać swój ból i cierpienie.

Willa była świadkiem ostatniego spotkania Sissi i Franciszka Józefa 15 lipca 1898 roku . 10 września tegoż roku cesarzowa Elżbieta została zamordowana w Genewie.

Cesarzowa zawsze lubiła Bad Ischl, gdzie spędzała miło czas z rodziną, z dala od wiedeńskiego dworu, którego nienawidziła. Tu miała swoją ukochaną prywatność, mogła cieszyć się bliskością natury, chodzić po górach. Tu był jej ukochany „Marmorschlössl” zbudowany specjalnie dla niej. Pisała tam wiersze, planowała podróże, spotykała się z przyjaciółmi. Tu mogła być sobą – nie cesarzową.

Pałacyk znajduje się na terenie parku. Za naprawdę niewielką dopłatą do biletu wstępu do willi można zwiedzić także to urokliwe i klimatyczne miejsce. Jest tam umiejscowione muzeum fotografii i sprzętu fotograficznego. W bardzo interesujący sposób pokazano rozwój tej dziedziny sztuki.

Nieprzypadkowo zresztą – cesarzowa uwielbiała się fotografować i pozować malarzom. Był to dla niej sposób na zatrzymanie czasu, który niszczy każdą urodę. Po trzydziestce nie pozwoliła się już nikomu sfotografować, a woalka, wachlarz i parasol, to przedmioty, które broniły jej prywatności i stały się słynne w całej Europie.

zdjęcie z bloga kaiserinsisi.wordpress.com

Gdy wejdziemy na samą górę pałacyku czeka na nas film dokumentalny o rodzinie Habsburgów i … chwila wytchnienia.

Ale wróćmy do początku naszej wyprawy. Pierwsze i najważniejsze co należy zobaczyć to oczywiście willa. Nie ma tu indywidualnego zwiedzania, tylko w grupie i to niewielkiej, dlatego czasem trzeba trochę poczekać. Otoczenie jest tu tak piękne, że czas mija bardzo szybko.

Jest to prywatna własność rodziny Habsburgów, nie można fotografować w pomieszczeniach willi, choć jak mówił Szwejk „nie wolno, ale można”- widziałam na różnych stronach internetowych zdjęcia wnętrz. Ale może nie warto kopać się z koniem. Wnętrza pozostawione są w niezmienionym stanie od czasu wyjazdu rodziny cesarskiej. Do zwiedzania przeznaczona jest tylko część willi. Na pewno wnętrza wymagają konserwacji i odświeżenia. Myślę, że nawet konserwatywny i bardzo oszczędny Franciszek Józef zarządziłby tu lekkie przewietrzenie i podklejenie tapet.

Nie zmienia to oczywiście faktu, że nagle cofamy się do XIX wieku i możemy popatrzeć jak wyglądało prywatne życie rodziny cesarskiej. Tu skromne łóżko cesarza Franciszka, biurko, przy którym pracował, na balkonie prywatna stacja meteorologiczna, w której sprawdzał codziennie pogodę, luneta do obserwacji przyrody, wentylator mający chronić od upałów. Trofea myśliwskie- ponad 2000 główek na ścianach świadczy o wielkiej pasji łowieckiej gospodarza. W kaplicy haftowana chusteczka cesarzowej Sissi, stół nakryty do posiłku, piękna suknia czekająca na właścicielkę… Miało się wrażenie, że za chwilę Sissi przejdzie obok nas bardzo starając się żeby jej nikt nie zauważył.

O jednej rzeczy trzeba pamiętać, zanim przekroczymy próg tej willi- to nie jest Hofburg ani Schönbrunn. Tu jest po prostu domowo.

I jeszcze przecudnej urody park z altankami i Glorietą. Zadbane alejki, przepiękne stare drzewa, na pewno świadkowie historii, która się tu toczyła. Interesujące współczesne instalacje wodne i ogrodowe dające ochłodę w upalne dni. Cisza, spokój i wrażenie, że czas nie biegnie tak szybko, że zwolnił tu specjalnie dla nas. Tu jest tak bardzo niespiesznie.

Córka Sissi Maria Waleria też zawierała małżeństwo w Ischl, w willi. Ona stała się jej właścicielką po śmierci ojca.

Uzdrowisko Bad Ischl /do 1906 Ischl/ nie zasłynęło po odwiedzinach cesarskich . Było znane już dużo wcześniej, a obecność koronowanych głów dodała mu tylko blasku. Skuteczne i pożądane były kuracje solankowe, siarkowe i błotne. Cesarzowa Zofia tu leczyła się po wielu poronieniach aż w końcu powiła swojego „Salzprinz” – Franciszka Józefa i jego braci.

Uzdrowisko żyje dziś własnym życiem w miejscowości znanej ze swoich dobrych warunków sanatoryjnych i nowoczesnych metod leczenia solankami. Atmosfera cesarskiego kurortu wspomaga miasto, które pielęgnuje tradycje, ale też podąża w przyszłość.

Po tragicznej śmierci Sissi cesarz Franciszek Józef powiedział o niej : „Była to wyjątkowa kobieta. Chluba mojego tronu i mojego życia”.

Na stronie kaiserinsisi.wordpress.com znalazłam wiele zdjęć cesarzowej Elżbiety i bardzo wiele ciekawych informacji o niej i o Romy Schneider, która wydatnie przyczyniła się do popularyzacji postaci cesarzowej Elżbiety, dając jej swoją twarz w trylogii filmowej „Sissi”. Od tego filmu wszystko się zaczęło.

Zdjęcia:kaiserinsisi.wordpress.com

Ale dla prawdziwej Elżbiety wszystko zaczęło się, gdy miała 15 lat i zakochał się w niej autentyczny cesarz – Franciszek Józef, władca potężnego państwa. Musiał się ożenić, ale szczęśliwie nie musiał wypełniać tylko obowiązku, bo Sissi, a właściwie Sisi /zdrobnienie od Lisi, czyli Elisabeth/ wywołała wielki zamęt w sercu młodego arystokraty. Jej też się wydawało, że to miłość, choć od początku narzekała, że lepiej żeby był krawcem, niekoniecznie cesarzem. No ale trudno, „słowo się rzekło, kobyłka u płota”.

Zdjęcie ze strony: kaiserinsisi.wordpress.com

Brigitte Hamann w książce „Cesarzowa Elżbieta” opisuje posag panny młodej. Podpisano intercyzę. Ojciec, książę Maksymilian przyznawał córce posag w wysokości 50 tysięcy guldenów. Miała otrzymać wyprawę ślubną, „ w postaci odpowiednich do jej wysokiego stanu klejnotów, ubiorów, przyborów złotych i srebrnych”. Szanowny małżonek zobowiązywał się, że dorzuci do posagu 100 tysięcy guldenów i jeszcze 12 tysięcy dukatów jako prezent po nocy poślubnej.

Gdyby przypadkiem została wdową miała otrzymywać 100 tysięcy guldenów rocznie na „drobne wydatki”, bo „wikt, opierunek, konie, utrzymanie i wynagrodzenie służby oraz zaopatrzenie domu miał zapewnić dwór cesarski”.

Cesarz, miesiąc przed ślubem podarował narzeczonej diadem diamentowy, zdobiony opalami, do tego odpowiednio dobrany naszyjnik i kolczyki. W sumie warte razem 60 tysięcy guldenów.

Wszystko, co przywiozła ze sobą, w 25 walizach, Elżbieta zostało dokładnie policzone i spisane. Brigitte Hamann pisze, że panowało ogólne przekonanie, że Sissi nie była dobrą partią. Bidusia z niej była wielka, co arystokracja w Wiedniu wypominała jej do końca życia. Obok właściwego drzewa genealogicznego /co najmniej 16 skoligaceń z domami panującymi/ trzeba było dysponować rzeczywiście ogromnym majątkiem posagowym. Co więc miała bidusia Elżbieta „ na wejście” w tych walizach?

Cztery suknie balowe /dwie białe, jedną różową i jedną błękitną z białymi różami/, siedemnaście sukien odświętnych, czyli z trenami, czternaście sukien jedwabnych i dziewiętnaście letnich sukienek. Trzy krynoliny, trzy gorsety plus gorset do jazdy konnej. Dwanaście koafiur z piór, płatków róży, kwiatów jabłoni, koronek, wstążek i pereł. Stroiki kwiatowe, szesnaście kapeluszy w tym kapelusz zdobiony girlandą z kwiatów polnych, który tak spodobał się cesarzowi w Ischlu.

Bielizna liczyła 144 sztuki, czyli dwanaście tuzinów koszul batystowych, trzy tuziny koszul nocnych, czternaście tuzinów pończoch jedwabnych i bawełnianych. Dziewięć żakietów nocnych, dwanaście czepków nocnych, trzy czepki z muślinu, dwadzieścia cztery apaszki nocne i sześć tuzinów halek, pięć tuzinów „spodni”, dwadzieścia cztery płaszcze do fryzowania i trzy koszule kąpielowe.

Butów było ledwie sześć par skórzanych i sto trzynaście par z atłasu, jedwabiu i innych materiałów bardzo nietrwałych.

Cesarzowa mogła nosić buty tylko jeden dzień, potem oddawano je komuś w podarku.

Ostatnia grupa inwentarza, o której pisze Brigitte Hamann w „Cesarzowej Elżbiecie” to dwa wachlarze, dwa parasole od deszczu, trzy duże i trzy małe parasole od słońca, trzy pary kaloszy. Grzebienie szylkretowe, szczotki do ubrań, włosów, paznokci, zębów, łyżki do butów, pudełka z wsuwkami i spinkami do włosów, wstążkami i guzikami.

Cesarz pisał w liście do mamy: „ Kompletowanie trousseau idzie opornie, nie wydaje mi się, żeby wyprawa miała być szczególnie szykowna”. No i masz babo placek! Rodzina wyżyłowała się do granic możliwości a tu taka opinia!

Co się stało zatem, że owa biedna, uboga panna stała się ikoną mody dla całej XIX- wiecznej Europy? Jak i kiedy z brzydkiego kaczątka wyrosła śliczna królewna, która zdystansowała wszystkie najlepsze partie na naszym kontynencie?

Zdjęcia ze strony: kaiserinsisi.wordpress.com

Urodzona pod szczęśliwą gwiazdą? Pod dobra datą? W niedzielę, w Boże Narodzenie i na dodatek z jednym ząbkiem.

Pisała o sobie:

„Ja, Dziecko Szczęścia,

Słonecznego Łona,

Na złotym tronie słońca posadzona,

Z złotych promieni misternie spleciona,

Lśni na mych włosach słoneczna korona”

Z drugiej strony wierzyła, że jej ród Wittelsbachów jest przeklęty, wisi nad nim klątwa. W tym przekonaniu utwierdziła się tylko po śmierci córeczki Zofii i syna Rudolfa. Ona zresztą też zginęła tragicznie.

Chciała być pochowana nad morzem, najchętniej na Korfu, które uwielbiała. Spoczęła jednak w krypcie Kapucynów w Wiedniu, jej serce jest złożone w kościele Augustianów w krypcie Loretańskiej a wnętrzności znajdują się w Katedrze św. Szczepana w Wiedniu.

Zawsze zwracała baczną uwagę , czy w jakimś miejscu nie pojawia się stado dużych białych ptaków, które również według niej zwiastowały nieszczęście.

„Wrażliwa, piekielnie inteligentna, a przy tym piękna, rozrzutna i ekscentryczna. Zadziwiała, gorszyła, wzruszała i wzbudzała zachwyt”- pisze o Sisi autorka strony www. kaiserinsisi.wordpress.com.

Szach perski powiedział o niej: „To najbardziej czarująca ze wszystkich znanych mi kobiet. Co za godność! Co za śmiech! Co za dobroć! Jeśli tu wrócę to tylko dlatego, by ją jeszcze raz ujrzeć”!

zdjęcie ze strony: kaiserinsisi.wordpress.com

Cesarz pruski Fryderyk komplementował: „Cesarzowa nie siada, tylko majestatycznie zajmuje miejsce; nie wstaje, tylko podnosi się, nie chodzi tylko kroczy z godnością. Jej pojawienie się wprawiło mnie w niemy zachwyt”.

zdjęcie ze strony: kaiserinsisi.wordpress.com

Z właściwą Francuzom megalomanią Prezydent Francji, Felix Faure stwierdził: „Cesarzowa jest boska. Niczym Francuzka”.

zdjęcie ze strony: kaiserinsisi.wordpress.com

Zastanawiam się, czy rzeczywiście można o Sisi powiedzieć, że była ówczesną Lady Di. Wiele wskazuje na podobieństwo losów i charakterów. Poza jednym, czego zresztą nie mogę Sisi wybaczyć – to stosunek do dzieci. Lady Di nigdy się nie poddała. Nie pozwoliła machinie angielskiego dworu pochłonąć jej synów całkowicie. Natomiast Sisi, moim zdaniem, sobie odpuściła. Poza ostatnią, najmłodszą córką Marią Walerią, oddała Gizelę, a przede wszystkim następcę tronu Rudolfa, machinie austriackiego dworu w osobie swojej teściowej, cesarzowej Zofii, która wychowała tych dwoje na dworska modłę.

Cesarzowej Zofii /ach, te teściowe !/ nie udało się usidlić Sisi. Zgodziła się na to małżeństwo z góry zakładając, że sama „wychowa” synową na „swój obraz i podobieństwo”. Początkowo dobrze „żarło”, bo młodziutka, ledwie piętnastoletnia dziewczyna próbowała dostosować się do surowej dworskiej etykiety, bardzo przejmowała się uwagami teściowej o swoim wyglądzie. Niektóre uwagi cesarzowej Zofii wpędziły ją w kompleksy na całe życie: „Może i Sisi jest ładna, ale ma żółte zęby”. Potem na dworze zapanowała opinia, że młoda cesarzowa jest mało inteligentna, bo rzadko się odzywa. Tymczasem prawda jest taka, że Sisi mało się odzywała i mówiła bardzo cicho, żeby nie trzeba było otwierać szeroko ust, bo ktoś mógłby zobaczyć jej brzydkie zęby.

Zaciekle walczyła o swoją prywatność, odmawiała wykonywania obowiązków reprezentacyjnych.

W oczach swojej teściowej, która była jednocześnie siostrą jej matki, a także w oczach całego dworu wiedeńskiego, była strasznym dziwolągiem: nie piła rano gorącej czekolady, jadła tylko jeden posiłek w ciągu dnia i były to surowe owoce, surowe mięso lub warzywa – również surowe. Stosowała kuracje głodowe i mordercze ćwiczenia fizyczne. Ale, o dziwo! Uwielbiała też słodycze: chrupała precelki, jadła mrożone fiołki i lody. Piła sok pomarańczowy, winogronowy, wodę mineralną, wywar mięsny no i oczywiście mleko- krowie, kozie i owcze. No i ta własna łazienka, z linoleum na dodatek! Nikt na dworze wiedeńskim takich rzeczy nie odważył się dla siebie zainstalować!

Miała wielką słabość do mrożonych owoców i, niestety, do papierosów i cygar. Ulubiona potrawa cesarzowej nazywała się Kaiserschmarren i był to omlet porwany na kawałki i polany sokiem truskawkowym, malinowym lub posypany cukrem albo cynamonem.

Istnieją podobno czekoladki, które nazywają się Sisi Veilchen. Mają nadzienie z kremu truflowo-truskawkowego.

Bardzo ciekawy artykuł pt. ”Sissi. Cesarzowa fitnessu” znalazłam na stronie www.fitnesownia.com. Autorka artykułu bardzo słusznie zauważa, że Sissi to prekursorka aktywności fizycznej. Wymiary sylwetki wpędzają w kompleksy: 172 cm wzrostu , 50 cm w talii. Marylin Monroe miała 63,5 a współczesna bogini fitnessu Ewa Chodakowska ma 65 cm.

Ideałem piękna według Sisi było zgrabne i powabne ciało, jasna skóra i piękne włosy. Zatrudniła fryzjerkę, która dbała o jej włosy /raz na trzy tygodnie mycie w esencji z jajek i koniaku/, a jej pensja wynosiła 2000 guldenów rocznie, czyli tyle co profesora uniwersytetu. Fryzjerka Fanny Faifalik była także sobowtórem cesarzowej i pojawiała się od czasu do czasu na różnych mniejszych imprezach, gdy znudzona cesarzowa odpoczywała.

Na rozdwojone końcówki stosowała miksturę z pokrzywy, octu jabłkowego i soku z cytryny.

Szczupłą sylwetkę zachowywała dzięki ciągłym głodówkom i codziennym wielogodzinnym ćwiczeniom, ciepłym kąpielom w oleju z oliwek i piciu mikstury z pięciu białek z solą.

Wstawała codziennie o 5 rano, brała zimną kąpiel i stosowała masaż. Ćwiczyła i gimnastykowała się przy poręczach, obręczach, z hantlami, robiąc brzuszki i podciągając się na drążku. Następnie trzy godziny poświęcała na czesanie. W czasie czesania pilnie uczyła się węgierskiego. Potem lekcje fechtunku lub jazda konna. Potem lekki posiłek i bardzo długi, szybki spacer. Wieczorem, o 19.00 wspólny obiad z rodziną i powrót do komnat.

Zdjęcie ze strony: kaiserinsisi.wordpress.pl

Do twarzy krem z truskawek i przemywanie sokiem z 20 cytryn a nocna maseczka na twarz była przygotowana z surowej cielęciny. Dziś powiedziałybyśmy, że słusznie, bo zawierała proteiny i kolagen.

Skórę rąk chroniła trzema parami rękawiczek .

Wprawdzie na dworze wiedeńskim młoda cesarzowa była uznawana za niespełna rozumu, wytykana paluchami i uważana za persona non grata, ale się nie poddała. Musiało jej być bardzo ciężko, ale postawiła na swoim i dzisiaj to o niej mówimy i uważamy ją za wyjątkową kobietę i nazywamy habsburską celebrytką, a nie tych, którzy starali się usilnie zepsuć jej opinię i, co najważniejsze, skłócić z cesarzem.

Cesarska para spędziła ze sobą 45 lat. Dziś śmiało można powiedzieć, że nie byli dobranym małżeństwem. Sissi zdecydowanie przewyższała Franciszka intelektem, miała filozoficzną naturę, była wrażliwa na piękno i bardzo niezależna. On – to typowy żołnierz, obowiązkowy urzędnik najwyższego szczebla. Po pierwszych uniesieniach okazało się, że właściwie niewiele ich łączy , „za dużo żeby odejść, za mało żeby zostać”. Ona, znawczyni mitologii greckiej, poetka, nonkonformistka, czytająca Homera w oryginale. Uwielbiała Szekspira, zwłaszcza „Sen nocy letniej”. Była wielbicielką mistrza Henryka Heinego. On, pan „człap-człap”, który chwalił się, że nie przeczytał nigdy żadnej książki.

Brigitte Hamann pisze: „Jedno było dla drugiego nieszczęściem”.

Maria Waleria, najmłodsza córka Sisi pisała w swoich pamiętnikach: „Jak dobrze teraz rozumiem wypowiedź mamy, że obcowanie z papą wręcz ją przygniatało. Tak, nie było łatwo przebywać z papą, gdyż nigdy nie poznał sztuki wymiany myśli. Wiem, jak mocno on to odczuwa i cierpi, ale jestem bezradna w obliczu tego bólu, nie mogąc go inaczej próbować przezwyciężyć niż za pomocą tradycyjnych szablonów”.

I jeszcze raz Maria Waleria, przywołana przez Brigitte Hamann, która mówi, że „małżeństwo to lepiej żyło ze sobą od momentu rozstania i zgody Elżbiety na związek Franciszka Józefa z Katarzyną Schratt”.

Sisi za nic w świecie nie chciała się wyrzec swojej prywatności, popadała w ciągłe konflikty z teściową, która nie dała jej szansy, aby sprawdziła się jako matka. A jako matka zawiodła, bo postawiła wyżej własne szczęście. Czytając korespondencję jej dzieci jasno widać, że czuły się zaniedbywane przez oboje rodziców, ale przede wszystkim przez matkę.

Ciekawe jest też to, że dopiero po narodzinach dzieci rozkwitła jej uroda, a ona stała się świadomą siebie kobietą. Podobno szczególną moc miały jej oczy, które hipnotyzowały otoczenie.

Trzeba przyznać, że czytając o tym, jak dbała o swoją urodę, można popaść nie tylko w kompleksy, ale także zastanowić się, czy to już nie przesada. Jej uroda to nie był tylko dar od Boga, ale także wynik żelaznej samodyscypliny i męczarni zadawanych własnemu ciału.

Biografia Sisi napisana przez Brigitte Hamann zburzyła zdecydowanie idylliczny obraz cesarzowej z trylogii Ernsta Marischki . Zwłaszcza ostatni rozdział pt. „Odyseja”, który pokazuje cesarzową Elżbietę jako osobę chorą albo bardzo już zaburzoną psychicznie. Zastanawia mnie tylko dlaczego nie znalazła się tam ani jedna osoba, która nawet patrząc na cesarzową z życzliwością chciałaby podjąć jakieś kroki, które zapobiegłyby temu psychicznemu staczaniu się w otchłań.

Zwłaszcza, że u Wittelsbachów choroby psychiczne zdarzały się dość często. Chory był dziadek Sisi, ojciec księcia Maksymiliana, książę Pius. Podobnie obaj synowie króla Bawarii Maksymiliana II – Otto i następca tronu Ludwik / ten od Neuschwanstein /.

Z pewnością do tych problemów przyczyniła się atmosfera wiedeńskiego dworu i brak naprawdę przyjaznych osób wokół cesarzowej. Wychowana w dość beztroskiej i nieskrepowanej atmosferze w cudownym Possenhofen

Po lewej: rodzeństwo Elżbiety na obrazie Josepha Karla Stielera (fot. autor nieznany, wikimedia.org, public domain)

Po prawej: Zameczek Possenhofen, w którym Elżbieta mieszkała w dzieciństwie (fot. MadameChauchat, wikimedia.org, public domain)

trafiła na dwór w Wiedniu, gdzie prawda i szczerość nie były najważniejsze. Z łatką ubogiej i niewykształconej panny zawsze odczuwała brak ciepłych relacji, które towarzyszyły jej w domu rodzinnym. Chciano z niej zrobić porcelanową lalkę, która będzie posłusznie reprezentować monarchię i rodzić cesarzowi dzieci.

Zwyczajnym ludziom zawsze wydaje się, że takie cudowne zrządzenie losu jak ślub z księciem, to jak złapać Pana Boga za piętę. Ale której dziewczynie się udało? Diana Spencer nie była szczęśliwa, Sarah Fergusson też nie – to w angielskiej rodzinie królewskiej. Więc może w Monaco? To dlaczego piękna księżna Charlene, żona księcia Monaco chciała uciec w dniu ślubu, tylko policja na lotnisku w Nicei w ostatniej chwili zatrzymała jej paszport ? Jej, świętej pamięci, teściowa księżna Gracia Patricia też szczęśliwa nie była, odkąd pożegnała się z aktorstwem. Może Megan Markle też nie jest do końca szczęśliwa?

A może panna Masako Owada z Japonii, absolwentka prestiżowego Uniwersytetu Harvarda i Uniwersytetu Tokijskiego, władająca biegle 6 językami, wschodząca gwiazda japońskiej dyplomacji znalazła szczęście na dworze cesarskim, kiedy została żoną księcia Naruhito, następcy tronu? To dlaczego pisano o niej, że jest najsmutniejszą księżniczką świata? Skąd komunikat japońskiego dworu, że cierpi na „zaburzenia adaptacyjne wywołane stresem”? Dlaczego książka o niej, napisana przez australijskiego dziennikarza Benego Hilla nosi tytuł „Zakładniczka Chryzantemowego Tronu”?

Nadmiernie wrażliwa i nieśmiała Sisi mogła dobrze funkcjonować wśród kochających ją ludzi, którzy szanowaliby jej niezależność. Wiedeń był zaprzeczeniem jej systemu wartości. Tu liczyły się tytuły, zaszczyty i pieniądze. No i ceremoniał dworski, którego Sisi szczerze nienawidziła.

W jej wierszach z początku małżeństwa i pobytu na dworze powtarzają się motywy schwytanego ptaka i motyla, który leci w nieznane, „żeby znaleźć tam tylko nieszczęście i niewolę”.

Początkowo podróżowała z mężem, z radością rozkoszując się możliwością bycia z nim sam na sam, rozmów i wspólnych wędrówek po górach.

Od pewnego czasu zaczęto jednak zauważać długie i coraz dłuższe nieobecności Elżbiety także na ważnych uroczystościach państwowych i wzbranianie się przed wypełnianiem nie tylko tradycyjnych obowiązków cesarzowej, ale także żony i matki. Uciekała, coraz częściej znikała, stawiając wszystkich przed faktami dokonanymi. W powieści „Sisi w Tyrolu” pokazano jak jej egoistyczne zachowanie wpływało na zwykłych ludzi.

Najpierw uciekała do mamy i taty do Possenhofen w Bawarii. Potem całkiem daleko, bo na Maderę. Po raz pierwszy w 1860 roku. Oficjalnie by leczyć skołatane nerwy i chore płuca. Na pytanie czyżby w całej monarchii austriackiej zabrakło dobrych kurortów nikt nie potrafił udzielić odpowiedzi.

Potem miejscem ucieczki były Węgry. Ten naród, dla którego Elżbieta zrobiła bardzo wiele, podarował jej piękny zamek w Gödöllö, gdzie odbywały się wspaniałe polowania. Wszyscy wiedzieli, że Sisi jest wspaniałą amazonką, kocha konie i chętnie uczestniczy we współzawodnictwie, zwłaszcza w polowaniach par force. Potem uciekła przed obowiązkami do Anglii i Irlandii i oczekiwała, że cesarz będzie ją tam odwiedzał. Z drwiną przyjmowała wszystkie krytyczne komentarze na temat jej nieobecności w Wiedniu, zaczęła pogardzać ludźmi. Publiczne wystąpienia cesarzowej były jak białe kruki i nikt nie mógł nic na to poradzić.

Może dlatego, że cesarz Franciszek Józef każde dziwactwo żony przyjmował cierpliwie i z humorem. Nawet wtedy, gdy przełożyła swoje wycieczki piesze na porę nocną, żeby nikt się na nią nie patrzył.

Cesarz, pomimo kontaktów z innymi kobietami , a potem związku z Katarzyną Schratt , był i na zawsze pozostał pierwszym adoratorem swojej „anielskiej Sisi”

Brigitte Hamann w książce „Cesarzowa Elżbieta” wyraża taki pogląd: „Była jedną z najpiękniejszych kobiet swoich czasów, nieszczęśliwą w małżeństwie, niespełnioną i bezczynną, do tego ciągle w podróżach, stroniącą od ludzi i otoczoną aurą tajemniczości”.

„Im bardziej ekscentryczna stawała się Elżbieta, tym bardziej pedantyczny i trzeźwy, małomówny i bezosobowy stawał się Franciszek Józef”.

Autorka cytuje Hübera, który zapisał w swoim dzienniku:

„Duży wpływ na rozwój Sisi miał pierwszy, tak nieszczęśliwy okres wiedeński i nadmierna surowość arcyksiężnej Zofii. „Założono pęta wokół tej butelki szampana i w końcu korek wyskoczył. Dobrze chociaż, że ta eksplozja nie miała innych skutków niż te, które widzimy: niepohamowane zamiłowanie do koni, polowania i sportu, jak również życie z dala od świata, którego nie da się łatwo pogodzić z obowiązkami cesarzowej”.

Jak daleko można odlecieć?

Widać to w jej poezji, gdy współczuje Tytanii, samotnej królowej wróżek, że nigdy nie znalazła spełnienia w miłości, widać w stosunku do Ludwika II Bawarskiego. On był Orłem a ona mewą Morza Północnego. Zawsze potrafiła usprawiedliwić jego ekstrawagancje, dobrze go rozumiała. Oboje odczuwali chorobliwy lęk przed ludźmi, nieufność i przemożną potrzebę samotności.

W rozdziale „Odyseja” książki „Cesarzowa Elżbieta” Brigitte Hamann przytacza:

„Gdy już nie będę miała żadnych zobowiązań wobec mojej Walerii(…) wtedy będę wolna i rozpocznie się mój „lot mewy”. Chcę przemierzyć cały świat, tak aby Żyd Wieczny Tułacz w porównaniu ze mną okazał się domatorem. Pragnę żeglować po morzach jak żeński „latający Holender, dopóki nie zatonę i nie zniknę na wieki”.

„Gdy tylko poczuję nadchodzącą starość, całkowicie wycofam się ze świata. Nie ma nic bardziej „odrażającego” niż stopniowo przekształcić się w mumię, nie chcąc się zgodzić na rozstanie ze swoją młodością. I wtedy człowiek może się pokazywać innym tylko jako wymalowana maska.

Podróże były raczej bezcelowe. Wynikały bardziej z impulsu niż z potrzeby zobaczenia czegoś. „Cele podróży są tylko dlatego pożądane, gdyż między nimi jest podróż.”

W latach dziewięćdziesiątych XIXw. była w Wiedniu ledwie parę tygodni w roku i to nie w pałacu cesarskim tylko w swojej willi Hermesa w Lainzu.

Może Sisi była biegunką? Ciekawe, co o mojej teorii powiedziałaby Olga Tokarczuk.

Podczas tych ostatnich podróży Sisi zachowywała się bardzo osobliwie. W czasie bardzo złej pogody wypływała żaglówką, siedziała w czasie burzy na pokładzie trzymając nad sobą parasolkę. Narażała nie tylko swoje życie ale także tych, którzy jej towarzyszyli. Jeżeli mocno wiało i bardzo kołysało to kazała się przywiązywać do krzesła na pokładzie statku. „ Idę w ślady Odyseusza, gdyż wabią mnie morskie fale” – wyjaśniła zszokowanym towarzyszom podróży.

„Dla mnie taka pogoda jest najmilsza, gdyż nie odpowiada innym. Mogę delektować się nią w samotności”.

Do tego dochodziła mania wchodzenia do obcych domów bez słowa wyjaśnienia czego sobie życzy i bez pytania czy można. Narażała się na nieprzyjemne sytuacje, kiedy właściciele, nie znając jej przecież, wypędzali ją z domu.

Franciszek pisał do niej: „Cieszę się, że tak szybko przeminęły twoje nicejskie zaburzenia w trawieniu, a także dlatego, że nie zostałaś pobita przez tę starą wiedźmę, do czego jednak niechybnie dojdzie, gdyż nie nachodzi się ludzkich domów bez zaproszenia”.

Podobnie pojawiała się na różnych europejskich dworach, bez zaproszenia i bez zapowiedzi. Stwarzała w ten sposób niepotrzebne zatargi dyplomatyczne, za które później dwór w Wiedniu musiał przepraszać.

Czuła, że nie ma czasu. Gdy zbudowała już Achilleion na Korfu i mogła w nim zamieszkać, ruszyła w dalsza drogę. Podobnie było z willą Hermesa. Spokój panujący w tych miejscach nie koił jej duszy tylko popychał do kolejnych wypraw.

Ostatni pomysł Sisi to dom w San Remo, ale nie starczyło jej zapału na finalizację zamysłu. Stała się za to postrachem właścicieli hoteli, do których wchodziła żądając pokojów dla siebie i całej świty bez dokonania wcześniejszej rezerwacji. Za to stawiając wymagania, którym ciężko było sprostać. Jej dama dworu pisała: „Ludzi tak zadziwiamy, że cała się rumienię”.

Cesarzowa Elżbieta była do tego szczególnie drażliwa, gdy chodziło o nieliczne produkty jakie jeszcze jadła. Zawsze podróżowały z nią jej krowy, bo piła tylko świeże mleko i jadła jajka. Biedne zwierzęta musiały przeżywać horror na statku, zwłaszcza w czasie burzy.

W 1898 roku cesarzowa Elżbieta pisała do męża: „Żyję i czuję się jak osoba osiemdziesięcioletnia”. Stale mówiła o śmierci, ale nie odczuwała przed nią lęku, raczej za nią tęskniła.

Maria Waleria pisała: „Głęboki smutek, który wcześniej ogarniał mamę tylko na pewien czas, teraz jej już nie opuszcza”.

9 września 1898 roku wybrała się z hrabiną Sztaray na wycieczkę do Pregny, aby odwiedzić Julię Rothschild. Potem powróciła do Genewy , odwiedziła ulubiona cukiernię, kupiła zabawki dla wnuków. Przespała noc w hotelu Beau Rivage. Następnego dnia miała wrócić do Montreux. Udała się w towarzystwie hrabiny na przystań , gdzie o godzinie 13.40 miał odpłynąć jej statek.

I tu padł cios, który ugodził ją prosto w serce.

Przyjaciółka Elżbiety, Carmen Silva powiedziała, że „tylko dla świata taki koniec był okropny, dla Elżbiety zaś piękny, cichy i wielki w obliczu ukochanej, potężnej natury, bezbolesny i spokojny”.

Tak długo jak pamiętamy, człowiek naprawdę nie umiera. A o Elżbiecie zwanej Sisi przecież pamiętamy. Odwiedzamy muzea, czytamy książki, oglądamy filmy. Została między nami na zawsze jako niezależna kobieta, która nie pozwoliła się zawojować ani bogactwu, ani potędze władzy, ani, i tu dodam, niestety, miłości.

https://rundschau-hd.de/2017/04/immer-im-april-sisi-kaiserin-elisabeth-von-oesterreich-in-heidelberg/

Do pooglądania i poczytania w temacie:

Alison Pataki „Cesarzowa mimo woli”, „Sissi samowolna cesarzowa”,

Jeaninne Meighörner „Sissi w Tyrolu”,

Daisy Goodwin „Łowca posagów”,

Juliette Benzoni „Opal księżniczki Sissi”,

Egon Caesar Conte Corti „ Cesarzowa Elżbieta”/ na podstawie tej przedwojennej biografii powstała trylogia Marischki /,

Brigitte Hamann „Cesarzowa Elżbieta” /świetna, rzeczowa biografia/,

Brigitte Hamann „The reluctant empress”,

Martha Schad „Kaiserin Elisabeth und ihre Töchter“,

D.Gies McGiugan „ Familie Habsburg 1273 bis 1918“,

Anna Moczulska „ Bajki, które zdarzyły się naprawdę“, /jeden rozdział/

Cristina Morato „Królowe przeklęte”, / jeden rozdział /

Jean Des Cars „ Kobiety, które zawładnęły Europą”

Trylogia filmowa „Sissi” /1955/, „Sissi- młoda cesarzowa”/ 1956/, „Sissi-losy cesarzowej” /1957/,

serial animowany „Księżniczka Sissi”,

serial „Fall of Eagles” /1974/,

„Sissi- ostatnia minuta” / 1991/,

serial „Sissi” / 2009 /,

musical „Elisabeth” /premiera 1992 Wiedeń/ znamienne słowa wypowiada bohaterka „ Ich gehör nur mir”,

odcinek serialu „Komisarz Rex”

Luchino Visconti „Ludwig” /1972 /

Stworzone dla niej:

walc łyżwiarzy „Elisabethklänge”,

portret Elżbiety z gwiazdkami we włosach autorstwa Winterhaltera unieśmiertelnił ją już na zawsze

Córka Sisi, Maria Waleria napisała w swoich pamiętnikach: „ Nie było dobrego obrazu Mamy. Nie istniał żaden portret, który przedstawiłby ją zgodnie z naturą, taką, jaką naprawdę była”.

Gdzie pojechać, aby ją spotkać ?

Po pierwsze : Hofburg w Wiedniu, gdzie znajduje się Muzeum cesarzowej Elżbiety

Po drugie: Schönbrunn,

Po trzecie: Bad Ischl,

Ale także pałac w Gödöllö / 25 kilometrów od Budapesztu, nasz Wilanów w miniaturze/,

Lainzner Tiergarten / Lasek Wiedeński/

Willa Hermesa

Pomniki Sissi:

na Maderze, w okolicy kasyna za parkiem św. Katarzyny, czyli parkiem miejskim

w Genewie,

przy Beau Rivage Hotel, nad Jeziorem Genewskim, gdzie mieszkała i gdzie wniesiono jej ciało po zabójstwie.

I na Węgrzech:

Dziękuję, Bożena.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s